środa, 14 października 2015
Mała informacja :3
Jeśli jest tu jeszcze ktokolwiek to mam do Was pewną informację, ale to później. Najpierw chciałabym ogromnie przeprosić każdego za to, że w ogóle nie pojawiam się na Waszych blogach od jakiś dwóch miesięcy. Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam. Ostatnio po prostu nie mam na to czasu. Wiem, słaba wymówka, ale to prawda. Przychodzę do domu po szkole i od razu siadam do książek, a to zajmuje mi naprawdę mnóstwo czasu. Natomiast weekendy staram się spędzać ze znajomymi, bo w trakcie roku szkolnego mamy na to mało czasu. Wieczorem, gdy uda mi się dobrać do internetu w telefonie to zwyczajnie nie mam siły nic czytać ani tym bardziej komentować. Od ostatnich dni sierpnia przeczytałam może jeden rozdział opowiadania, którego nazwy już nawet nie pamiętam. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Postaram się zacząć powoli czytać Wasze rozdziały, ale nie obiecuję, że mi się to uda. Teraz przechodzimy do tej informacji, którą miałam Wam przekazać. Otóż założyłam Aska C: Pomyślałam, że może mielibyście ochotę dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, więc jeśli chcecie możecie śmiało pytać ^^ Spróbuję odpowiadać na każde Wasze pytanie, ale nie zawsze od razu. Link: http://ask.fm/x_Ann_x
Co do tego kiedy mam zamiar wznowić te opowiadanie to jeszcze nie wiem, ale na pewno nie w tym roku. Ale jak już wrócę to pojawi się również inne, nowe opowiadanie zupełnie inne od tego. Mam już mniej więcej obmyśloną fabułę jednak pozostaje ona tajemnicą.
Ktoś będzie jeszcze na mnie czekał, miśki?
Ja już lecę moje kochane żelki :3 Bye!
Ps. Fajnie było na koncercie? Bo z tego co widziałam na grupie na fb to chyba było super ^^
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Zawieszam :C
Hej, kochani!
Ten tytuł posta nie jest żadnym żartem. Ostatnio dużo myślałam na ten temat i zdecydowałam, że chyba lepiej będzie zawiesić tego bloga. Nie jest to spowodowane komentarzami, brakiem czasu czy weny. Chodzi tu o moje umiejętności pisarskie, bo te, nie oszukujmy się, nie są najlepsze. Co rusz robię jakieś błędy. Pospieszyłam się z tym opowiadaniem, bo na początku miało ono powstać dopiero w styczniu przyszłego roku, a po prostu bałam się, że ktoś też wpadnie na pomysł pisania takiej historii, a ja bardzo chciałam ją pisać i podzielić się z Wami moim pomysłem. I tak naprawdę niedawno zauważyłam, że powinnam jeszcze poczekać. Powinnam poprawić swoje umiejętności i wtedy zabrać się za to opowiadanie. Pisząc je dużo się nauczyłam, jednak chciałabym przedstawić Wam opowiadanie na lepszym poziomie, lepiej opisywać uczucia bohaterów, nie popełniać aż tak wielu błędów interpunkcyjnych, bo zdaję sobie sprawę, że niektóre osoby takie błędy po prostu odrzucają. Wiem, że Was zawiodłam i cholernie tego żałuję, więc jeśli ktoś ma ochotę mnie teraz czymś walnąć to proszę bardzo, bo wiem, że zrobiłam źle. Do tego zawieszam bloga w momencie, w którym ta historia miała się rozkręcić i naprawdę jest mi z tego powodu strasznie głupio, bo było chyba kilka osób, które chciały poznawać dalsze losy bohaterów. Obiecuję, że wrócę tutaj i dokończę to, co zaczęłam, ale nie mogę Wam teraz powiedzieć, kiedy to nastąpi, dlatego że sama tego nie wiem. Dziękuję każdej osobie, która przeczytała lub skomentowała chociaż jeden rozdział, naprawdę każdy komentarz powodował ogromny uśmiech na mojej twarzy, a teraz muszę się z Wami rozstać. Ale spokojnie, nie znikam całkowicie z bloggera. Wciąż będę komentowała Wasze rozdziały i prawdopodobnie w niedzielę zabiorę się z nadrabianie wszystkiego, gdyż jutro wyjeżdżam do babci. Jeszcze raz bardzo, bardzo Was przepraszam i mam nadzieję, że nie zapomnicie o tym blogu podczas mojej nieobecności. Do zobaczenia, kochani :**
sobota, 8 sierpnia 2015
Happy Birthday Delly!
Jak pewnie wszyscy wiedzą, dzisiaj urodziny obchodzi Rydel ^^ Jeju... nasza Delly kończy dziś 22 lata c:
Wszystkiego najlepszego, Rydel! Mam nadzieję, że jak najdłużej będziesz z Ellem, że w kolejnej płycie R5 też będziesz miała swoją piosenkę, że wciąż będziesz taka kochana, nigdy się nie zmienisz, i że po prostu będziesz szczęśliwa, bo to, myślę, że dla Ciebie i dla Nas jest bardzo ważne ^^ No i żeby Ci jeszcze rodzeństwo i przyjaciele zrobili jakieś fajne przyjęcie haha C:
Pamiętam, jak dopiero zaczynałam lubić R5 i kończyła 20 lat, a teraz minęły już 2 lata :')
Wiem, że to może głupie składać takie życzenia, bo Delly i tak nigdy tych życzeń nie zobaczy, ale zawsze warto je napisać :D
Dałabym tutaj pare zdjęć, ale jestem na telefonie i na chwilę obecną ich nie posiadam. Może jeśli uda mi się jeszcze przed wyjazdem dorwać do laptopa to coś dodam ^^
Przy okazji, bierze ktoś udział w akcji na tt? Spamujemy hashtagiem #HappyBdayRydelFromPoland
Przyłączajcie się! Im więcej osób tym lepiej ^^ Ja niestety nie mogę już spamować, bo Twitter na moim "kochanym" telefonie odmawia współpracy ;-; Ale może uda mi się jeszcze pomóc, przynajmniej mam taką nadzieję :)
Papa, kochani :3
środa, 5 sierpnia 2015
Rozdział 9 - "Powiem ci całą prawdę, Ross"
Ten dzień na planie strasznie mi się dłużył. Tak naprawdę to nie zrobiliśmy nic nowego, bo w kółko powtarzaliśmy tą samą scenę. Reżyser wciąż mówił, że się nie przykładamy, że wszystko musi być idealnie, perfekcyjnie. Może i nie jestem jakimś nie wiadomo jakim ekspertem, ale według mnie wszyscy graliśmy dobrze. Jednak nasz wiecznie naburmuszony szef, bo mogę go tak nazwać, denerwował się nawet przy najmniejszej pomyłce i kazał wszystko powtarzać. Gdy na zegarku w końcu wybiła godzina piętnasta trzydzieści informująca mnie o dzisiejszym końcu pracy, pożegnałam się z paroma osobami z planu i zabierając swoje rzeczy jak najszybciej opuściłam budynek, gdyż dzisiaj nie nagrywaliśmy w terenie. Podeszłam na pobliski przystanek autobusowy i zerknęłam na zegarek znajdujący się na moim prawym nadgarstku dokładnie sprawdzając godzinę, a następnie przeniosłam wzrok na listę autobusów i odszukałam numer, który dowiezie mnie pod blok Alexy. Sprawdziłam jeszcze czy taki autobus kursuje o tej porze i na moje nieszczęście ostatni odjechał pięć minut temu, a następny będzie dopiero za godzinę. Westchnęłam i usiadłam na długiej, czerwonej ławeczce. Tak, chyba czas wreszcie kupić samochód. Mam prawo jazdy, a odkąd popsułam moje pierwsze auto, nie miałam już żadnego innego. Ciągle odkładałam kupno nowego pojazdu i jakoś nie mogłam się do tego zabrać. A teraz naprawdę przydałby mi się samochód, bo nie mam już ochoty wiecznie tłuc się wszędzie tymi autobusami. Myślałam chwilkę i jedynym rozwiązaniem mojego dotychczasowego problemu, którym było dojechanie na czas do Alexy okazała się taksówka. Upewniłam się jeszcze, że wzięłam z domu jakieś pieniądze, po czym wyjęłam telefon i zamówiłam taksówkę. Nie musiałam na nią długo czekać, ponieważ przyjechała po upływie około sześciu - siedmiu minut. Wsiadłam do żółtego auta i podałam kierowcy adres, pod który chciałabym, aby mnie zawiózł. Mężczyzna siedzący za kierownicą na moje oko był po pięćdziesiątce o czym świadczyły siwe już, w niektórych miejscach włosy oraz dość mocno widoczne zmarszczki na czole. Ubrany był w kraciastą koszulę i zwykłe dżinsy, na nosie natomiast widniały okulary z czarnymi oprawkami. Sprawiał wrażenie miłego jednak nie zbyt chętnego do jakiejkolwiek rozmowy. Aby dotrzeć do brunetki musieliśmy przejechać przez sam środek Los Angeles. Chciałam jak najszybciej dotrzeć na umówione spotkanie, ale o tej godzinie było to praktycznie niemożliwe, bo wszędzie były już korki. Staliśmy w nich ponad pół godziny, więc wszystkie moje wcześniejsze zapewnienia Al, że będę na czas, niestety nie sprawdziły się. Wiem jak bardzo brunetka nie lubi spóźnialstwa (chociaż sama robi to właściwie zawsze) ale tym razem to nie była moja wina tylko tego, że akurat teraz tyle osób wyjeżdża na ulice LA wracając z pracy, ze szkół czy z jakiś innych miejsc. Czasami zastanawiam się czemu nie mogłam urodzić się ze skrzydłami dzięki którym potrafiłabym latać. Wtedy moim jedynym problemem byłoby uważanie na latające koło mnie ptaki, które po zderzeniu się ze mną prawdopodobnie spadałyby z hukiem na ziemię. A ja patrzyłabym sobie z góry na tych wszystkich zdenerwowanych ludzi stojących w korkach. Może i zachowuję się teraz jak egoistka, ale chyba każdy czasem tak ma, nie? Moje jakże ważne rozmyślania przerwało zatrzymanie się samochodu przed dużym wieżowcem. Wyciągnęłam z torebki kilka banknotów, po czym podałam je kierowcy. Wychodząc uśmiechnęłam się lekko do mężczyzny i mówiąc ciche ''do widzenia'' podeszłam do zauważonej wcześniej, stojącej pod klatką dziewczyny. Miała na sobie zwiewną szarą koszulę i białe szorty. Na jej nogach swoje miejsce znalazły zwykłe białe conversy, a włosy upięła w luźnego kucyka. Byłam spóźniona tylko piętnaście minut, a to wcale, przynajmniej według mnie, nie było dużo czasu. Dopiero, gdy byłam zaledwie kilka metrów od osoby, z którą się umówiłam przypomniałam sobie na jak ważny temat będziemy musiały porozmawiać. Już w drodze powinnam układać jakieś sensowne zdania do powiedzenia, ale nie, ja wtedy musiałam myśleć jak dobrze byłoby posiadać umiejętność latania. Po raz kolejny coś, a tym razem ktoś wyrwał mnie z zamyślenia, a był to nie kto inny jak Alexa.
- Mogłabym się teraz na ciebie wściec, bo spóźniłaś się piętnaście minut, ale nie mam na to siły, bo ta pogoda mnie wykańcza - powiedziała, wachlując się dłonią. Tak, to prawda, dzisiejsza pogoda była naprawdę upalna. Jeszcze rano zanosiło się na deszcz, a potem wszystkie chmury odpłynęły, a temperatura znacznie się podniosła.
- Fakt, dzisiaj jest naprawdę gorąco - potwierdziłam.
- A więc, czemu chciałaś się spotkać? Przez telefon brzmiałaś dość poważnie.
- Chodzi o to, że... - westchnęłam - myślałam dużo nad tym wszystkim i doszłam do wniosku, że powinnyśmy już wyznać całą prawdę - dodałam, spoglądając na dziewczynę.
- Ja też tak uważam. Źle się czuję okłamując Rossa.
- To co? Pora wyznać prawdę - westchnęłam ponownie, przeczesując dłonią włosy. Czułam się dokładnie tak samo jak Alexa kłamiąc Laurze prosto w oczy, że nie znam nikogo takiego jak Ross Lynch, a tak naprawdę znam go bardzo dobrze. W końcu przyjaźniliśmy prawie siedem lat.
- Mogę powiedzieć wszystko Rossowi - zaoferowała - a później obie porozmawiamy z Lau, co nie będzie takie łatwe - musiałam się z nią zgodzić. Rozmowa z moją siostrą nie będzie należała do prostych. Tyle czasu ją okłamywałyśmy i na pewno jeśli się o tym dowie nie będzie zadowolona. Zresztą, pewnie nikt na jej miejscu, by nie był. Najpierw po długim pobycie w szpitalu i utracie pamięci dowiaduje się, że zostały jej tylko dwie osoby, a potem, po prawie dwóch latach wychodzi na jaw, że miała jeszcze czwórkę przyjaciół. Nie chciałam, by Lau znała prawdę, bo jeśli przypomniałaby sobie wszystko znowu by cierpiała, a ja po prostu nie mogłabym na to znowu patrzeć. Jednak dalsze ukrywanie wszystkiego nie miałoby sensu. Prędzej czy później wszystko wyszłoby na jaw tym bardziej, że Lau zaczyna coś podejrzewać.
- Dziękuję - posłałam brunetce delikatny uśmiech.
- Nie ma za co, Van. Zawsze możesz na mnie liczyć - odwzajemniła gest - A teraz dasz się wyciągnąć na jakieś lody? - zapytała.
- Pewnie - odparłam i obie udałyśmy się w stronę najbliższej lodziarni. Chwila odpoczynku od tego wszystkiego bardzo mi się przyda, bo kolejne dni będą naprawdę ciężkie. Cieszyłam się, że Al chce mi pomóc i nie zostawiłam mnie z tym samej, chociaż już na początku mogła odmówić.
Kolejny dzień w pracy nie mogłam się na niczym skupić. Nie mogę wybić sobie z głowy tej sprawy z tym całym Rossem. No bo kurczę, najpierw wszystko jest w porządku, Van jest szczęśliwa, a gdy tylko zacznę temat tego chłopaka staje się zdenerwowana i szybko kończy ten temat. Czuję, że coś przede mną ukrywa, ale naprawdę nie mam pojęcia co.
Może kiedyś znałam tego blondyna? Nie, to niemożliwe. Przecież Alexa i Vanessa powiedziałyby mi o tym. Ugh... zdecydowanie za dużo o tym myślę. Muszę odciąć się od tego chociaż na chwilkę i chyba dobrym pomysłem byłoby przeczytanie jakiejś książki. Z tego co wiem od mojej siostry to zawsze lubiłam czytać, a podobno ostatni raz robiłam to przed moją utratą pamięci czyli jakieś półtora roku temu. No, minęło dość sporo czasu. A więc trzeba wziąć się za jakąś książkę. Zdjęłam swoje balerinki, gdyż przed dosłownie chwilą weszłam do domu, odłożyłam swoją niewielką skórzaną torebkę i szybko podreptałam po schodach na strych, by znaleźć jakąś ciekawą lekturę. Sama nie wiem czemu jeszcze nie przeniosłyśmy większości rzeczy do swoich lub innych pokoi, chociaż od przeprowadzki minęło już dość sporo czasu. Tak jakoś się złożyło.
Przekroczyłam próg starych, drewnianych drzwi i znalazłam się w mocno zakurzonym pomieszczeniu. Na szczęście było ono dość dobrze oświetlone, gdyż promienie słoneczne wpadały do niego przez odsłonięte okno. Wszędzie poustawianych było mnóstwo kartonów, czekających, by ktoś w końcu do nich zajrzał. Podeszłam do pierwszego lepszego, który stał najbliżej mnie. Były tam różne bibeloty, które w ogóle mnie nie interesowały, więc otworzyłam kolejne pudełko. Było tam mnóstwo zdjęć. Wzięłam jedne z nich do rąk i opuszkami palców przetarłam je, by pozbyć się kurzu. Przedstawiało ono mnie, Vanessę i naszych rodziców uśmiechniętych od ucha do ucha. Żałuję, że nie pamiętam żadnej wspólnie spędzonej chwili z moimi rodzicami. Fakt, Van dużo mi o tym wszystkim opowiadała, ale to nie to samo. To przygnębiające, że do pewnego czasu nie znałam nawet ich imion. Utrata pamięci jest okropna, zarówno dla ciebie, jak i dla twoich bliskich. Mówiąc, że ich nie znasz, nie wiesz kim oni są tak naprawdę, nawet wcale tego nie chcąc, ranisz każdego z nich. Mają świadomość, że nie pamiętasz wspólnie spędzonych z nimi chwil, i że nie wiesz nawet kim dla ciebie byli. I to jest dla nich najgorsze. Tak samo nie jest to łatwe dla osoby, która tą pamięć straciła. Budzisz się i nie wiesz kim jesteś, ile masz lat, skąd pochodzisz. Musisz poznawać siebie, jak i każdą osobę w twoim otoczeniu na nowo. Wiem to z mojego doświadczenia. Widziałam ten ból i smutek w oczach Vanessy i Alexy, gdy weszły do mojej sali zastając mnie kompletnie zdezorientowaną na ich widok oraz, gdy wypowiadałam te trzy krótkie, ale tak raniące je słowa - "Nie znam was". Mimo to zostały przy mnie i walczyły, abym przypomniała sobie cokolwiek opowiadając mi różne historie z mojego wcześniejszego życia, chociaż lekarz powiedział otwarcie, że szanse na powrót mojej pamięci są bardzo małe. Nie lubię rozpamiętywać tego okresu, bo był on dla mnie trudny. Moja pamięć, tak jak mówił lekarz nie powróciła. Nadal nie pamiętam nic związanego z Al i Van, ale poznałam je od nowa i cieszę się, że mogłam to zrobić. Szkoda tylko, że nie dane mi to było jeśli chodzi o rodziców. Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie. Podobno z rodzicami łączyła mnie naprawdę mocna więź. Tak bardzo chciałabym pamiętać chociaż jedno wspomnienie z nimi. Westchnęłam cicho i odłożyłam fotografię przy okazji biorąc kolejną. Ta przedstawiała mnie, moją siostrę oraz dwóch blondynów, dwóch brunetów i blondynkę. Nie wiem ile mieliśmy tam lat, ale byliśmy jeszcze dziećmi. Na twarzach mieliśmy ogromne uśmiechy. Zastanawiało mnie kim oni byli, przecież Vanessa mówiła, że nie mieliśmy innych przyjaciół oprócz Alexy i później Asha, który wmawiał mi, że mnie kocha, a potem odszedł z jakąś pierwszą lepszą tapeciarą. Jeden z tych blondynów, sądząc po wzroście to pewnie ten najmłodszy kogoś mi przypominał, ale zupełnie nie wiedziałam kogo. Muszę koniecznie pokazać to zdjęcie Van, teraz musi powiedzieć mi w końcu prawdę.
Włożyłam fotografię z powrotem do kartonu i zamykając go, sięgnęłam po kolejny, tym razem już trzeci. Na szczęście teraz trafiłam, ponieważ było w nim mnóstwo książek. A tego teraz jeszcze bardziej potrzebowałam. Musiałam od tego chociaż chwilę odpocząć. Wzięłam pierwszą książkę, którą napotkała moja ręka i udałam się do mojego pokoju wcześniej zamykając drzwi od strychu. Usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać. Wybrałam tę opowieść nawet nie zwracając uwagi na tytuł, ale bardzo mnie wciągnęła. Zdecydowałam, że z Van porozmawiam jednak jutro.
Muszę zastanowić się co mam powiedzieć, bo coś czuję, że ta rozmowa nie będzie łatwa.
- Rocky! Ell! Przysięgam, że was uduszę! - krzyknąłem i ponownie spojrzałem w lustro.
Uciąłem sobie krótką drzemkę, a oni pomalowali mi całą twarz markerem, który znając ich pewnie był niezmywalny. Szybko zbiegłem na dół po schodach i zmierzyłem dwójkę brunetów wściekłym spojrzeniem. Oni w ogóle nie zwrócili na to uwagi tylko wybuchli głośnym śmiechem.
- To wy to zrobiliście?! - krzyknąłem i w tym momencie miałem ochotę walnąć się otwartą dłonią w twarz za zadanie tak głupiego pytania, na które odpowiedź jest przecież oczywista. Jednak powstrzymałem się od zrobienia tego.
- My? Skądże... - Rocky ledwo wydukał przez śmiech. W tej chwili do salonu weszła Rydel najwyraźniej zaciekawiona tym, co się tutaj dzieje.
- O co tu chodzi? - zapytała, a gdy spojrzała na mnie zakryła usta dłonią, by powstrzymać śmiech - Oni ci to zrobili? - dodała, wskazując wskazując na dwójkę brunetów. Nie, Rydel. Harry Potter, Hermiona i Ron przylecieli tu z Hogwartu, a potem narysowali mi na twarzy okrągłe okulary, wąsy oraz brodę prawie taką jaką ma Hagrid. W porę powstrzymałem się od powiedzenia tego na głos, więc kiwnąłem tylko twierdząco głową. Delly spoważniała i wyjęła zza pleców dwa ukochane misie Rocky'ego i Ella czyli Teodora i Alvina, po czym mi je podała. Tak swoją drogą to nie mam zielonego pojęcia skąd ona je wzięła, bo jeszcze przed chwilą nic za plecami nie miała. Spojrzałem na zdenerwowanych brunetów, którzy przełknęli głośno ślinę.
- Teraz możesz ich trochę potorturować - Ryd szepnęła mi na ucho i wróciła do swojego pokoju. No po prostu uwielbiam ciebie Dells. Uśmiechnąłem się złośliwie do brunetów i czym prędzej pognałem do łazienki zanim oni zdążyli jakoś zareagować. Na szczęście udało mi się zmyć to wszystko z twarzy, chociaż było dość ciężko. Szybko wyszedłem z tego pomieszczenia i wybiegłem na ulicę, a za mną podążyli dwaj przyjaciele. Znalazłem jakąś otwartą studzienkę, więc wykorzystałem to i łapiąc pluszaki za nogi zawiesiłem je nad nią.
- Nie, proszę, nie rób tego! - krzyknął zdyszany Ell.
- Zrobimy wszystko tylko nie wrzucaj ich tam! - odezwał się Rocky, który dołączył do Ellingtona przed chwilą.
- Wszystko, mówicie? - potarłem palcami brodę.
- Tak, tylko nie rób im krzywdy, one nie są niczemu winne! - mój przyjaciel krzyknął błagalnym tonem.
- Dobra, oszczędzę ja, ale oddacie mi wszystkie swoje żelki - powiedziałem po chwili namysłu.
- Co?! - wrzasnęli razem.
- Okay, skoro nie chcecie to papa misie.
- Nie, czekaj! Damy ci wszystkie nasze słodycze! Błagam oddaj nam je! - upadli na kolana i złożyli ręce jak do modlitwy.
- Ehh, dobra, macie - westchnąłem i rzuciłem im zabawki. Sam natomiast skierowałem się w stronę domu. Co prawda mogłem wybrać coś innego, ale zabranie im ulubionych słodyczy będzie dla nich chyba najlepszą karą. Odwróciłem jeszcze głowę i zaśmiałem się widząc tych dwóch idiotów tulących swoje pluszaki, klęcząc na ulicy. Boże, z kim ja żyję...
Ross siedział w swoim pokoju i brzdąkał na swojej gitarze. Lubił to robić, mógł wtedy spokojnie pomyśleć lub po prostu odstresować się. To zawsze mu pomagało. Często, jeszcze za nim wraz z rodzeństwem uznali, że przyda im się chwilowa przerwa w koncertowaniu, nagrywaniu piosenek, po powrocie do domu po jakimś męczącym dniu pełnym prób siadał na swoim łóżku, brał do rąk gitarę i grał jakieś zupełnie wymyślone przez siebie melodie. To pomagało odciąć mu się od całego otaczającego go świata. Wtedy znikały te wszystkie problemy, a on mógł się wyciszyć. Czasami dzięki temu udawało mu się nawet napisać jakąś piosenkę, ale żadnej nie pokazał nikomu. Pisał je w swoim notesie, a potem ukrywał go w miejscu, do którego nikt nie miał dostępu. Dzisiaj jednak nic nie pisał, grał tak po prostu, aby na chwilkę wyrzucić ze swojej głowy wszystkie zmartwienia. I robiłby to pewnie dłużej, gdyby nie telefon, który zaczął wibrować w kieszeni jego spodni. Wyjął go i spojrzał na ekran, na którym wyświetliło się imię Alexy. Zaskoczyło to chłopaka, bo mimo że wysyłał jej potem swój numer, nie spodziewał się, że zadzwoni. Postanowił jednak odebrać połączenie, więc przejechał palcem po dotykowym ekranie, a następnie przyłożył urządzenie do ucha i po chwili mógł usłyszeć głos brunetki.
- Ross? - zapytała.
- Tak - odparł krótko, podnosząc się z podłogi i odkładając swoją gitarę.
- Możemy się spotkać? Musimy poważnie porozmawiać - powiedziała, a jej głos był bardzo poważny.
- Jasne - odparł blondyn - tylko powiedz mi gdzie i kiedy.
- O siedemnastej, w parku na West Street (nie mam pojęcia czy taka ulica istnieje xd ~ od aut.) Pasuje ci?
- Mhm - mruknął - w takim razie do zobaczenia na miejscu, cześć - pożegnał się, a po krótkiej chwili usłyszał dźwięk oznaczający koniec połączenia. Włożył swojego Iphone'a z powrotem do kieszeni i zerknął na zegar elektroniczny stojący na komodzie, który wskazywał godzinę szesnastą czterdzieści. Od jego domu do umówionego na spotkanie miejsca miał około dziesięciu minut drogi, więc uznał, że pora już się zbierać. Zbiegł na dół, a tam zastał kompletną ciszę. W domu nie było zupełnie nikogo, ponieważ Rydel siłą zaciągnęła Rocky'ego i Ella na zakupy, a Riker wybył na spotkanie z jakąś koleżanką. Blondyn założył swoje czarne conversy i zamykając dokładnie drzwi, normalnym krokiem skierował się do parku. Cały czas myślał o czym Alexa chce z nim porozmawiać. Spodziewał się, że ta rozmowa będzie naprawdę poważna i bardzo go zastanawiało na jaki temat ona będzie. Na razie mógł się niestety tylko domyślać.
Doszedł do parku i usiadł na jednej ze stojących tam ławeczek, uważnie wypatrując brunetki. Ona zjawiła się po kilku krótkich chwilach. Usiadła obok chłopaka i spuściła głowę. Bała się tej rozmowy i zupełnie nie wiedziała jak ma ją zacząć. Nagle te wszystkie zdania, które układała sobie podczas drogi wyleciały z jej głowy. Teraz żałowała, że zgodziła się porozmawiać z blondynem jednak miała świadomość, że będzie ją czekała gorsza rozmowa, rozmowa z Laurą.
- O czym chciałaś porozmawiać? - Ross zapytał tym samym powodując, że Alexa podniosła na niego swój wzrok. Dziewczyna westchnęła i odparła:
- Powiem ci całą prawdę, Ross.
- Ale o czym? - zapytał ponownie będąc już trochę zdziwionym.
- Prawdę o tym dlaczego Lau udawała, że ciebie nie zna...
Hello żelki!
Witam Was z kolejnym rozdziałem, który mam nadzieję, że się Wam spodoba ^^
A teraz chciałabym napisać o dwóch sprawach. Pierwsza jest taka, że 10 sierpnia wyjeżdżam na tydzień do Kołobrzegu, a tam pewnie nie będę miała możliwości nic wstawić. Także rozdział 10 pojawi się z dwa tygodnie, czyli dokładnie 19 sierpnia. Poczekacie, prawda? C:
W drugiej sprawie chodzi o TB. Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze o tym pamięta, ale zdecydowałam, że jednak o tym napiszę. Jeśli dobrze kojarzę to mam chyba 3 nominacje i nie jestem pewna czy uda mi się na nie odpowiedzieć. Nie mam czasu napisać tych One Shotów i chyba to jest takim głównym powodem. Może uda mi się napisać chociaż jednego OS'a, ale nic nie obiecuję.
Odbiegając od tematu, co sądzicie o rozdziale? Wiem, wiem nie powinnam kończyć w takim momencie, ale tak się jakoś złożyło xd
Przy okazji jak Wam minął ten miesiąc wakacji? Jejciu, jak ten czas szybko leci, jeszcze 3 tygodnie i koniec wolnego :/
No nic, ja już lecę i do zobaczenia za dwa tygodnie, kochani! ^^
Bye! :3
środa, 29 lipca 2015
Rozdział 8 - "No cześć, braciszku!"
Ross przechadzał się uliczkami dzisiaj wyjątkowo pochmurnego Los Angeles. W tym mieście najczęściej było ciepło, ale w ten dzień pogoda jakoś nie dopisywała. Głowę blondyna wciąż zaprzątały myśli o Laurze. Nie mógł zapomnieć o tym wszystkim. Przyjaźń z brunetką była dla niego okropnie ważna i chciał ją naprawić, chciał, by było tak, jak dawniej, jak te trzy lata temu. Doskonale pamiętał dzień, w którym się poznali i w którym wszystko się zaczęło.
- Przepraszam za tych idiotów - Rydel zwróciła się do dziewczynki.
- Nic nie szkodzi - odparła uśmiechając się delikatnie, a przy tym posyłając wściekłe spojrzenie chłopcom.
- Jestem Rydel, ale dla przyjaciół Delly. Tam stoi Riker, Ross, Rocky i Ellington. A ty jak masz na imię?
- Ja jestem Laura, ale teraz chyba powinnam wrócić już do domu - westchnęła, spoglądając na swoje brudne ubrania.
- No co ty! Mieszkamy kilka kroków stąd. Przebierzesz się u nas, a potem odprowadzimy cię do domu - Delly spojrzała na Laurę błagalnie.
- No dobrze - przytaknęła. Blondynka złapała ją za rękę i zupełnie zapominając o swojej złości na braci, pociągnęła do domu. Wszyscy dotarli tam po krótkiej chwili. Rydel wytłumaczyła wszystko rodzicom, a oni bez problemu zgodzili się, więc dziewczyny szybkim krokiem ruszyły na górę. Wróciły stamtąd po około dwudziestu minutach i dołączyły do oglądających w telewizji jakąś bajkę chłopców. Nie minęła nawet jej połowa, a już każdy zajęty był rozmową. Opowiadali sobie o różnych rzeczach, poznawali się.
- Chyba powinnam już wracać do domu - zaczęła Laura - mama pewnie się martwi.
- Nie, zostań jeszcze chwilkę! - krzyknęli razem.
- Naprawdę, nie mogę - pokręciła głową.
- No dobrze - westchnęła Rydel - odprowadzimy cię. Rodzeństwo podniosło się z kanapy i zawiadamiając wcześniej rodziców wyszło z domu. Prowadzeni przez brunetkę, po dziesięciu minutach dotarli do jej miejsca zamieszkania. Pożegnali się z Laurą i ruszyli do swojego domu.
Rozmyślania blondyna przerwała przechodzące obok niego dziewczyna. Ross od razu ją rozpoznał. Zauważył, że siada na ławce, więc szybko do niej podbiegł.
- Ross, to znowu ty? - Alexa westchnęła, szukając czegoś w torebce. Widać było, że nie cieszyła się z jego widoku.
- Al, powiedz mi w końcu o co w tym wszystkim chodzi, bo jakoś nie mam pewności, że to, co mówiłaś było prawdą - zaczął. Musiał mieć 100% pewność, że Laura tylko udawała, bo coraz częściej dopadały go co do tego wątpliwości.
- Ile razy mam ci to powtarzać? - zapytała, podnosząc swój znudzony wzrok na chłopaka - powiedziałam ci wtedy całą prawdę - dodała. Wciąż czuła się źle, okłamując Rossa, powinien znać prawdę, ale na razie brunetka nie potrafiła mu o tym powiedzieć, przecież chłopak załamałby się. Wiedziała, że i tak prędzej, czy później albo ona, albo Vanessa będą musiały wyznać mu jak i jego rodzeństwu prawdę. Najbardziej jednak bała się rozmowy z Laurą. Okłamywała ją tyle czasu i jej przyjaciółka na pewno będzie zła. Postanowiła, że jeszcze nie powie mu tego, co ukrywa. Może to dziwne, ale sama musiała przygotować się do rozmowy z blondynem.
- Po prostu chcę być pewny - odparł.
- Ross, daj spokój - powiedziała i już chciała odejść, ale chłopak zatrzymał ją ręką.
- Podasz mi chociaż swój numer? - zapytał.
- Niech ci będzie - westchnęła i niechętnie wzięła telefon Rossa, po czym zapisała mu w kontaktach swój numer. Podniosła się z ławki i zaczęła iść w swoją stronę. Chłopak również wstał i idąc powoli kierował się w stronę domu. Z jednej strony był już właściwie pewny, że Laura tylko udaje, a z drugiej coś odpowiadało mu, że coś tu jest nie tak. Teraz jednak starał się zignorować te myśli. Uznał, że za bardzo się tym przejmuje i dlatego ciągle coś mówi mu, że to wcale nie jest prawda.
Szybko dotarł do domu i padł na kanapę, sięgając po pilota chcąc włączyć telewizję. Nie zdążył tego jednak zrobić, bo do salonu weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Rydel.
- No cześć, braciszku! - pomachała mu dłonią przed twarzą.
- Dobra, do rzeczy Dells - spojrzał na nią ze znudzoną miną. Jeśli jego siostra tak miło się z nim wita to znaczy, że coś chce.
- No bo... - zaczęła - wybieram się z Maią na zakupy i potrzebujemy kogoś do noszenia naszych toreb - posłała mu niewinny uśmiech. Chłopak od razu zaprzeczył, kręcąc głową. Zgodzenie się na to, wiązało się z co najmniej pięciogodzinnym łażeniem z dziewczynami po sklepach, a on nie miał na to najmniejszej ochoty.
- No proszę, Rossy - powiedziała błagalnym tonem, składając przy tym ręce jak do modlitwy.
- Nie - powiedział stanowczo.
- Okay - westchnęła i prawie się poddała, ale nagle wpadła na pewien pomysł - jeśli się zgodzisz wezmę twoją kolej sprzątania domu - ta propozycja była naprawdę kusząca, więc po około piętnastu minutach rozważania wszystkich za i przeciw Ross, choć jeszcze nie zbyt chętnie przystał na propozycję swojej siostry. Ta klasnęła z radości, po czym pisnęła powodując tym samym, że blondyn musiał zakryć uszy, by nie ogłuchnąć. Ryd wystrzeliła z pokoju, a po krótkiej chwili stała już i pośpieszała blondyna mówiąc, że Maia już czeka, i żeby szybciej zakładał te swoje buty. Tak, dla blondyna zapowiadało się bardzo długie popołudnie.
- Lau, widziałaś gdzieś mój scenariusz!? - z dołu dobiegł mnie głos Vanesy. Nie rozumiałam czemu tak bardzo się śpieszy. Zaczynała dopiero za godzinę, a zachowywała się jakby była już spóźniona. Zeszłam na dół i rozejrzałam się dokładnie. Gdy zobaczyłam, że scenariusz Van leży centralnie obok schodów na niewielkiej komodzie walnęłam się mentalnie dłonią w czoło. Przecież przechodziła już dzisiaj koło niego z dziesięć razy wchodząc na górę i schodząc, a go nie zauważyła. Przekręciłam oczami, po czym wzięłam do rąk plik kartek i zaniosłam ten przedmiot przeglądającej swoją torebkę dziewczynie.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła! - krzyknęła i przytuliła mnie, gdy podałam jej scenariusz.
- Pewnie rozpaczałabyś teraz, bo nie mogłabyś znaleźć swojej zguby - zaśmiałam się - A swoją drogą czemu wychodzisz tak wcześnie?
- A nie wiem, tak sobie - odparła - zawsze docierałam tak na styk, a teraz chciałabym być trochę wcześniej - dodała, wkładając kilka drobiazgów do torebki.
- Skoro masz trochę więcej czasu przed wyjściem, to.możemy porozmawiać? - zapytałam.
- Nie teraz, Lau. Wieczorem - posłała mi delikatny uśmiech.
- Proszę, to dla mnie ważne.
- Dobrze, niech będzie - westchnęła i obie poszłyśmy do salonu.
- Więc... - zaczęłam niepewnie - wczoraj do kawiarni przyszedł ten sam blondyn, o którym ci kiedyś mówiłam... wtedy, gdy tak wybiegłaś z domu...
- Wiem o co chodzi - powiedziała szybko i znowu stała się taka poddenerwowana. Dopiero teraz zauważyłam, że gdy tylko zaczynałam temat tego chłopaka ona zaczynała się denerwować. To naprawdę było coraz bardziej dziwne.
- Domyślam się, że wiesz coś o nim. Proszę, Van, powiedz mi o co tu chodzi - spojrzałam na nią prosząco.
- Ehh... Laura, powiedziałam ci już naprawdę wszystko - westchnęła, jednak ja czułam, że to, co mówiła nie było prawdą - skończmy już ten temat, dobrze? - dodała.
- Dobrze - mruknęłam. Dzisiaj już nic z niej nie wyciągnę. Ale muszę dowiedzieć się tej prawdy, bo moja ciekawość nie da mi spokoju.
- Zbieram się już - usłyszałam głos mojej siostry dobiegający z przedpokoju. Jak ona tam się tak szybko znalazła? Dobra, nie ważne, znowu się zamyśliłam.
- Pa! - pożegnała mnie i wyszła z domu. Przekręciłam drzwi i podreptałam po schodach do mojego pokoju, by przygotować się do pracy.
Znowu musiałam okłamać Lau. Wiem, że to, co robię jest zła, że ona powinna znać prawdę, ale jak ja mam jej to teraz powiedzieć? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Coraz częściej jednak dochodzę do wniosku, że to już czas, aby wszyscy dowiedzieli się co ukrywamy. Tak chyba będzie najlepiej. Ehh... nie rozumiem już siebie i swoich myśli. Raz uznaję, że trzeba już wszystko wyjawić, a drugi raz, że jeszcze nie jest na to czas.
Całą drogę do pracy myślałam tylko i wyłącznie o tym i w końcu zdecydowałam; ja i Alexa musimy wyznać prawdę. Wiem, że nie będzie to proste zadanie, ale powinnyśmy to zrobić. Wciąż mam żal do Lynchów o to wszystko, ale oni jednak powinni znać prawdę. Nim weszłam do budynku, w którym pracowałam, wysłałam jeszcze Alexie, abyśmy spotkały się dzisiaj, o szesnastej pod jej blokiem. Przeszłam przez drzwi i ruszyłam na plan. Teraz muszę postarać się skupić na pracy.
Zmęczona usiadłam na łóżku w swoim pokoju i zabrałam się za rozpakowanie toreb z ubraniami. Rydel potrafi wymęczyć na tych zakupach każdego. Teraz to najbardziej współczuję Rossowi, bo biedaczek musiał nosić te nasze zakupy, a znając Delly pewnie i tak karze mu sprzątać dom. Podniosłam z podłogi ostatnią torbę, z której wyjęłam dwie pary spodni i tak samo jak resztę ubrań włożyłam je do szafy. Po ogarnięciu mniej więcej mojego pokoju udałam się do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do picia. Nalałam do szklanki soku jabłkowego i przyłożyłam ją do ust, rozkoszując się smakiem mojego ulubionego napoju. Gdy wypiłam już wszystko, w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybkim krokiem powędrowałam do nich, by zobaczyć kto za nimi stał. Pociągnęłam za klamkę, a na widok osoby stojącej przede mną zamarłam. Skąd on do cholery jasnej znał mój adres?!
Już chciałam zamknąć drzwi jednak mój "kochany" braciszek był szybszy i zatrzymał je nogą.
- Czego tu chcesz i w ogóle skąd znasz mój adres?! - warknęłam wściekła.
- Chciałem pogadać, a adres znam, bo ciebie śledziłem - odpowiedział spokojnym tonem. Musiał mnie jeszcze śledzić?! No po prostu super!
- Teraz nagle chcesz rozmawiać?! Chyba nie mamy o czym - Mais uspokój się, nie warto tracić na niego nerwów. Wdech i wydech, wdech i wydech.
- Proszę, chciałem przeprosić.
- I co? Zrobisz to, a potem znowu wrócisz do ojca? - teraz mój ton był bardzo chłodny, chyba aż za bardzo.
- Nie mam zamiaru już tam wracać. Właśnie dlatego tu jestem.
- Ash, ja... ja muszę sobie to wszystko przemyśleć - westchnęłam - daj mi trochę czasu - dodałam. Chłopak kiwną tylko głową i tak po prostu odszedł bez słowa. Podeszłam do blatu w kuchni i położyłam na nim swoje dłonie podpierając się na nich. Może nie powinnam tak od razu dawać mu nadziei, że mu wybaczę? Może powinnam jeszcze z tym poczekać? Nie wiem. Teraz muszę sobie to wszystko dokładnie przemyśleć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Witam Was z 8 rozdziałem! Wiem, że krótki i w ogóle, ale już następnym rozdziale rozkręci się akcja, a w 10 to już będzie pewnie o wiele ciekawiej xd
Jeszcze tyle dni do 9 sierpnia, a ja już chcę mieć płytę R5 ;/
Dziękuję wszystkim osóbkom za komentowanie ^^
Ta notka też będzie krótka, bo już nie mam pojęcia co mogłabym napisać.
Do napisania, kochani!
Bye :3
środa, 22 lipca 2015
Rozdział 7 - "Rydel, błagam! Tylko nie to!"
Ciepłe promienie słoneczne powoli wdzierały się do mojego pokoju przez niezasłonięte okno. W tym momencie skarciłam się w myślach, że znowu zapomniałam zasunąć roletę. Jęknęłam cicho, gdy wpadające światło zaczęło razić mnie w oczy i nakrywając się kołdrą pod sam czubek głowy, przekręciłam się na drugi bok. Dzięki temu pewnie spałabym sobie jeszcze dłużej, ale tym razem to mój ukochany budzik mi na to nie pozwolił. Westchnęłam i leniwie opuściłam swoje wygodne łóżko, do którego z ogromną chęcią bym teraz wróciła. Swoje kroki skierowałam do dość dużej szafy, z której po około dwudziestominutowym namyśle wybrałam jasnobłękitną spódniczkę i białą koszulkę, po czym weszłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności i założyłam na siebie wybrany komplet. Uznałam, że włosy pozostawię rozpuszczone. Szybko zbiegłam na dół po drewnianych schodach, wcześniej przeglądając się jeszcze raz w lustrze. W salonie zastałam całkowitą ciszę. O Boże! Jak ja ją uwielbiam! No bo w sumie, to nie oszukujmy się, w tym domu jest ona bardzo rzadką rzeczą. Nie główkowałam nad tym, co robią chłopcy. Byłam głodna, więc czym prędzej pognałam do lodówki i otworzyłam ją lecz niestety, świeciła ona pustkami. Nie było w niej nic, dosłownie. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że trzeba wybrać się na zakupy, z czego nie byłam zbyt zadowolona. Nie to, że nie lubię zakupów, ale zdecydowanie jestem typem osoby, która woli kupować ubrania niż produkty spożywcze. Wzięłam jakiś niewielki skrawek papieru, na którym napisałam, że wybrałam się do sklepu. Przyczepiłam go magnesem do lodówki i ruszyłam do mojego pokoju po portfel i telefon, a następnie powędrowałam do przedpokoju, gdzie po znalezieniu mojej torebki wrzuciłam do niej dwa wcześniej wymienione przedmioty oraz kilka innych drobiazgów. Starannie zamknęłam drzwi i skierowałam się do mojego srebrnego samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam.
Droga nie trwała długo, bo po około dziesięciu minutach dotarłam do supermarketu. Zaparkowałam auto i udałam się do drzwi wejściowych. Wszędzie było naprawdę tłoczno. Gdzie się obejrzałeś, dostrzegałeś mnóstwo ludzi spacerujących z wózkami po poszczególnych alejkach. Ja również wzięłam koszyk, a w głowie zaczęłam układać sobie, co mam kupić. Najpierw poszłam po nabiał, potem po owoce i warzywa, a następnie po pieczywo oraz resztę innych produktów. Ostatnie były słodycze. Ell i Rocky chyba cały dzień jęczeliby, że nie ma nic słodkiego. Powoli, od góry do dołu przeglądałam półki w poszukiwaniu żelków czy czegoś innego. Nagle mój wzrok przykuła szczupła brunetka przechodząca dość blisko mnie. Byłam prawie pewna, że była to Vanessa. Co prawda nie widziałam jej trzy lata, ale potrafiłam ją jeszcze rozpoznać. Około dwóch tygodni po naszym wyjeździe rozmawiałyśmy tylko przez telefon, a potem nasz kontakt urwał się. Żałuję, że na to pozwoliłam. Cały czas poświęciłam zespołowi, przez co kompletnie zapomniałam o przyjaciółkach, które tam w Los Angeles, czekały na jakikolwiek znak życia od nas. Gdy dzwoniły zazwyczaj musiałam odrzucać połączenie, bo akurat trwała próba lub mieliśmy nagrywać jakąś piosenkę. A potem zapominałam oddzwonić. Cieszę się z tego, że staliśmy się tacy popularni, ale zawsze, przez czas naszej nieobecności brakowało mi spędzania czasu z Laurą i Vanessą. Przyjrzałam się jeszcze raz dziewczynie, która teraz stała do mnie tyłem. Najwyraźniej w ogóle mnie nie zauważyła. Siostry Marano znałam od dziecka dlatego tylko niewielkie wątpliwości, że to mogła nie być ona zaprzątały moją głowę. Chciałam do niej podejść. Wiem, że może nie był to najlepszy pomysł po tym jak się ostatnio zachowywałam, ale musiałam z nią chociaż porozmawiać. Jednak jak na złość zadzwonił mój telefon, a dziewczyna słysząc dźwięk, odwróciła się tym samym mnie zauważając. Tak, teraz byłam już pewna, że to była Van. Widząc mnie stała się jakoś dziwnie zdenerwowana, uśmiechnęłam się do niej lekko, ale ona nie odwzajemniła tego gestu tylko szybko odwróciła się i odeszła. Westchnęłam cicho i przypomniałam sobie o dzwoniącym w mojej torebce telefonie. Wyjęłam urządzenie, a następnie przejechałem palcem po dotykowym ekranie, odbierając połączenie.
- Rydel! Boże, jak dobrze, że odebrałaś! - usłyszałam krzyk Rikera.
- Co się stało? - zapytałam, kierując się do kasy.
- Rocky i Ell biegają za Rossem z moją nową gitarą w ręku, bo dowiedzieli się, że wczoraj ukrył przed nimi żelki - on chyba również biegł za chłopakami, ponieważ słychać było jak dyszał.
- Ech... zaraz będę - powiedziałam, podając kasjerce kilka banknotów i zabierając reklamówki z zakupami.
- Pośpiesz się! - po tym zdaniu słychać już było sygnał oznaczający koniec połączenia. Schowałam telefon z powrotem do torby, a gdy dotarłam do mojego auta, zakupy włożyłam do bagażnika. W szybkim tempie znalazłam się pod domem gdzie słychać już było krzyki dziewczynki z horroru, które najprawdopodobniej należały do Rossa. Wkroczyłam do akcji, i gdy tylko dwójka brunetów przebiegła obok mnie sprawnym ruchem wyrwałam im gitarę. Chłopcy stanęli zdezorientowani, a swój wzrok skierowali na mnie.
- No co? - zapytałam obojętnie, wzruszając ramionami. Spotkanie Van trochę popsuło mi humor. Mimo, że cieszyłam się z tego, to jednak byłam trochę przygnębiona, że nie mogłam z nią porozmawiać. Zerknęłam na Rossa, którego starał się dogonić i zatrzymać Riker, bo chłopak wciąż myślał, że nasz Rockliff go goni oraz na dwójkę brunetów uważnie mi się przyglądających.
- Nie będziesz nas gonić, czy coś w tym stylu? - zapytał Rocky.
- Nie po prostu znowu macie szlaban na żelki - odparłam.
- Co?! - krzyknął Ell. - Rydel, błagam! Tylko nie to!
- No niestety - mruknęłam wymijająco. Podeszłam do samochodu i wyjęłam z niego kilka reklamówek, po czym udałam się do domu. Spojrzałam na zegarek na ścianie, który wskazywał godzinę jedenastą. Trzeba przyznać, wyrobiłam się w całkiem niezłym czasie. Rozpakowałam torby i zrobiłam sobie śniadanie, bo naprawdę byłam bardzo głodna. Do szklanki wlałam jeszcze soku pomarańczowego, a potem zaniosłam przygotowany posiłek do salonu i postawiłam na stoliku obok kanapy. Rodzice znowu wybyli gdzieś ze swoimi znajomymi. Nie mam im tego za złe, bo nam też poświęcają sporo czasu, a jutro wracają już do Nowego Jorku, więc chcą się z nimi pożegnać. Myślami wróciłam do sytuacji z supermarketu. Musiałam jakoś znaleźć Lau lub Van i z nimi porozmawiać. Może udałoby mi się odnowić nasze relacje? Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała.
Gdy wreszcie się uspokoiłem i przestałem biec, po tym jak przez prawie pół godziny gonili mnie Rocky i Ellington szybko poleciałem przebrać się i wziąć prysznic. Gdyby nie to, że Rik zadzwonił do Dells pewnie już dawno zostałbym zakopany kilka metrów pod ziemią. Ja rozumiem, Rock i Ell kochają żelki ponad życie i zrobiliby dla nich wszystko, ale no błagam, przecież nawet nie otworzyłem opakowania, a oni jak dowiedzieli się, że to ja je schowałem, chcieli mnie rozszarpać. Chyba naprawdę powinienem namówić Rydel, by wysłała ich na odwyk. Chociaż nie do końca jestem pewny czy istnieje takie coś jak "Ośrodek leczenia uzależnień od żelków i słodyczy", ponieważ to przydałoby im się najbardziej. Kończąc moje przemyślenia, jak torpeda wpadłem do mojego pokoju, wziąłem czyste ubrania, po czym pobiegłem do łazienki. Po niecałych dziesięciu minutach byłem już w pełni gotowy. Dowiedziałem się, że w kawiarni, w której pracuje teraz Laura są już tylko dwie kelnerki i obie pracują na zmianę, a akurat dzisiaj Lau kończy o godzinie czternastej. Zbiegłem na dół i normalnie pewnie śmiałbym się jak opętany widząc, jak mój brat i przyjaciel siedzą grzecznie na krzesłach słuchając Rikera, który właśnie prawił im kazanie o tym, że zachowali się bardzo źle. Blondyn częściej zachowywał się podobnie do dwójki brunetów, ale czasami zdarzały mu się, tak przez nas nazwane "napady odpowiedzialności", a to właśnie był jeden z nich. Tym razem nie zwróciłem na to wszystko większej uwagi i wybiegłem z domu. Nie minęło dużo czasu, a już byłem pod kawiarnią. Przekroczyłem próg drzwi i wzrokiem odnalazłem średniej wielkości ladę. Dzisiaj nie było tu dużego ruchu. Przy stolikach siedziało tylko kilku ludzi. Laura siedziała na obrotowym krześle podobnym do tych, w niektórych klubach i czytała książkę, której tytułu nie potrafiłem odczytać. Najwyraźniej korzystała z okazji, że chwilowo nikt nie chciał niczego zamówić. Podszedłem do dziewczyny i przywitałem się:
- Hej - brunetka uniosła na mnie swoje zdziwione tęczówki, odrywając się od lektury.
- Um... cześć?
- Chciałem pogadać... - powiedziałem niepewnie.
- Ale o czym? Przecież my się nawet nie znamy. - kurczę, czy naprawdę to całe udawanie sprawia jej taką przyjemność?
- Jak to się nie znamy? Ja jestem Ross Lynch, a ty Laura Marano.
- Czekaj, pamiętam cię. Byłeś tu niedawno i pytałeś o adres cukierni "Heaven". Już wtedy zachowywałeś się jakoś tak dziwnie - powiedziała. - W każdym razie i tak widzę cię drugi raz w życiu. - dodała, bacznie mi się przyglądając
- Możesz wreszcie przestać udawać? - westchnąłem zirytowany.
- Ale co miałabym udawać? Naprawdę znam teraz tylko twoje imię, nic więcej o tobie nie wiem.
- Możesz skończyć tą swoją durną gierkę? Nie możemy porozmawiać jak normalni ludzie? - zapytałem zdenerwowany. - Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale proszę, chociaż chwilę.
- Człowieku! - podniosła już trochę głos. - Ile razy mam powtarzać, że cię nie znam? Że wiem tylko jak się nazywasz? Uważasz, że możesz tak po prostu podejść do jakiejś przypadkowej dziewczyny i wciskać jej rzeczy, o których zupełnie nie ma pojęcia? - lekko się uspokoiła. - Może powiedz mi tylko, że ta cała akcja to wymysł twoich kumpli i najlepiej idź sobie. - Laura zignorowała mnie i wyjęła spod lady płyn do mycia różnych powierzchni oraz szmatkę i odeszła ode mnie chcąc wytrzeć wolne stoliki. Nie ukrywam, byłem zdezorientowany jej zachowaniem. Lau nigdy nie potrafiła tak dobrze kłamać, zawsze, gdy tylko ją znałeś, można to było po niej poznać. Najczęściej bawiła się palcami, końcówkami ubrań, mrugała dość szybko lub szybciej oddychała. Teraz wyglądało to jakby mówiła prawdę. Może wcale nie kłamała? Może coś się stało podczas mojej nieobecności? Stop, Ross, nie możesz tak myśleć. Przez te trzy lata Laura wydoroślała i dlatego lepiej opanowała umiejętność niemówienia prawdy. Jednak coś podpowiadało mi, że to wcale nie było kłamstwem. Musiałem ponownie spotkać się z Alexą i jeśli mi się uda to wyciągnąć wszystko, co wie. Inaczej będę musiał dowiedzieć się prawdy sam, co raczej proste nie będzie.
Gdy upewniłam się, że ten cały Ross już wyszedł, westchnęłam. Naprawdę, ta cała sytuacja była coraz dziwniejsza. Chłopak, który myśli, że kiedyś się znaliśmy, Vanessa nie mówiąca mi całej prawdy... O co w tym wszystkim chodzi? Czy to jakiś cholerny żart z ich strony? Już całkowicie się w tym pogubiłam. Zupełnie nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Przeczuwałam, że Van zna całą prawdę i musiałam się jakoś wszystkiego dowiedzieć. Po prostu musiałam.
Wycierając ostatni stolik, zerknęłam na zegarek. Wskazywał dwunastą pięćdziesiąt, a do końca zmiany miałam jeszcze ponad godzinę. Wróciłam za ladę, ponieważ właśnie podszedł do niej klient. Przyjęłam jego zamówienie, a po krótkiej chwili zaniosłam je do stolika, przy którym siedział. Przez cały czas nie mogłam się skupić. Myślałam tylko o tym chłopaku. Na szczęście moja szefowa ma dzisiaj wolne, więc nie musiałam martwić się, że usłyszy rozmowę z tym blondynem, i że zobaczy jaka jestem roztargniona.
Gdy wybiła godzina czternasta wreszcie mogłam udać się do domu. Lubiłam tą pracę, ale dzisiaj po prostu nie miałam humoru. Rozpuściłam związane w kucyka włosy, zdjęłam fartuch, który noszą tu kelnerki. Włożyłam go do szafki, zabrałam swoją torebkę i witając się z Chloe, wyszłam z kawiarni idąc spacerkiem w stronę domu. Dzisiejsza pogoda również była bardzo ładna, ale w końcu mamy lato. Słońce świeciło dość mocno jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Po dwudziestu minutach dotarłam do mojego miejsca zamieszkania. Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Vanessy jeszcze nie było, bo z planu miała wrócić o dziewiętnastej. Nie zdążyłam nawet otworzyć lodówki, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko do nich podeszłam i je otworzyłam. W ogóle nie spodziewałam się osoby, która za nimi stała. Spojrzałam zaskoczona na stojącego przede mną chłopaka. Te same jasnobrązowe włosy i jak zwykle podarte na kolanach rurki. Cały Ashton.
- Co tu robisz? - zapytałam obojętnie. Jakoś nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Chciałem pogadać - odparł.
Cholera, co im się dzisiaj wzięło na to rozmawianie? Najpierw ten Ross, teraz Ashton. Po tym wszystkim naprawdę nie chcę z nim gadać.
- Nie uważasz, że nie mamy już o czym? - zapytałam chłodno.
- Lau, proszę...
- Nie Ash. Wyjaśniliśmy sobie już wszystko - powiedziałam stanowczo. - Przepraszam, ale jestem teraz zajęta - dodałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Może nie zachowałam się najlepiej w stosunku do niego, ale jeszcze nie wybaczyłam mu tego, co mi zrobił. Potrzebowałam więcej czasu. Może kiedyś uda mi się to zrobić? Nie wiem, czas pokaże. Na razie musiałam dowiedzieć się, co ukrywa przede mną Van i to, na chwilę obecną było dla mnie najważniejsze.
Hello żelki!
Jestem totalnie załamana :/ W tamten piątek miałam kupować bilety na koncert R5, a tu bum i już się wyprzedały ;-; Podobno można będzie kupić przed koncertem, ale rodzice powiedzieli, że nie będę mogła, bo będą droższe. Teraz pozostaje mi tylko nadzieja, że przyjadą za rok i bilety nie będą kosztowały np. z 150 zł. Ja to zawsze mam takiego pecha ;-;
Koniec mojego narzekania, muszę jakoś przeżyć, chociaż pewnie najgorzej będzie tego 30 września... Pewnie spędzę ten dzień, a właściwie popołudnie, bo przecież będzie już szkoła, czytając ff i słuchając piosenek R5 :')
Kto już słyszał, że All Night ma aż milion wyświetleń? Jestem z nich cholernie dumna C; Cieszę się, że stają się coraz bardziej popularni ^^
A co do rozdziału to tak wiem, że nie jest on najlepszy, i że jest krótki, ale pisałam go na telefonie i wydawał się być o wiele dłuższy xd
No nic, mam nadzieję, że teraz nie będą już takie krótkie, bo (powtarzam to już chyba z trzeci raz xd) akcja niedługo się rozkręci.
Przy okazji ogromnie Wam dziękuję za siedmiu obserwatorów! Może to nie jest jakaś nie wiadomo jak wielka liczba, a jednak strasznie się cieszę ^^
Prosiłabym tylko, aby więcej osób komentowało, bo to naprawdę motywuje :D
A natomiast jeśli chodzi o GG to z tym mam mały problem, bo raczej chciałam korzystać z niego na telefonie, bo do niego mam większy dostęp, ale nie ściągnę tej aplikacji mając 20 MB pamięci :') Także muszę sobie kupić kartę pamięci i jak coś to Was powiadomię xd
Okay, kończę i do napisania!
Bye! :3
środa, 15 lipca 2015
Rozdział 6 - "Ja czuję żelki!"
Siedziałem w salonie i myślałem co mógłbym porobić. Luke wyjechał do swoich rodziców do Nowego Jorku i wraca w przyszłym tygodniu, a jeśli ja gdzieś nie wyjdę to przysięgam, że zwariuję. Muszę chociaż na chwilę odciąć się od tej sprawy z Laurą. Przemyśleć wszystko i dopiero wtedy spróbować ją odzyskać. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł, przecież Maia dzisiaj u nas nocuje, a nie pamiętam, kiedy ostatnio gdzieś razem wychodziliśmy. Szybko pognałem do pokoju Rydel nie zważając nawet na to, że dziewczyny mogą jeszcze spać. Pociągnąłem za klamkę i znalazłem się w pomieszczeniu, które zajmowała moja siostra. Zrobiłem to chyba zbyt głośno, bo obie podniosły się zdezorientowane, czyli jednak je obudziłem. Cholera.
Ross masz przechlapane.
Ryd zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem po czym jej poduszka znalazła się centralnie na mojej twarzy. Blondynka zrobiła to z taką siłą, że gdyby nie mój refleks wylądowałbym tyłkiem na drewnianych panelach. Na szczęście w porę złapałem się stojącego pod ścianą biurka.
- Co ty tu robisz!? - wrzasnęła Delly.
Ross opuść to pomieszczenie jak najszybciej, bo będzie źle.
Eh... moja podświadomość zawsze musi się odezwać.
- Ryd, spokojnie, chciałem tylko zadać pytanie Mai. - powiedziałem już lekko przestraszony.
- Wynocha mi stąd! - kolejne krzyknięcie ze strony blondynki i kolejna poduszka na mojej twarzy, która tym razem spowodowała, że wylądowałem na podłodze. Rozmasowałem bolącą mnie część ciała, wstałem i bardzo powoli wycofałem się do tyłu, ale niestety mój pech tak chciał, że potknąłem się i sturlałem po schodach, lądując twarzą na dywanie robiąc przy tym niezły huk. Kurde, czemu ja nigdy nie słucham mojej podświadomości?
- Wszedłeś bez pukania do pokoju Ryd? - Ell wychylił głowę z kuchni i zaśmiał się.
- Taa... - wstałem i strzepnąłem niewidzialny kurz z moich spodni, po czym usiadłem na kanapie.
- Ross, ile razy my ci mamy mówić, że jeśli wchodzisz do naszej siostry musisz pukać. - Riker wyszedł z łazienki kręcąc głową. Miał rację, mówią mi to odkąd zacząłem chodzić. Ale oczywiście ja nigdy nie słucham i tak było i tym razem. Tak, cały ja...
~~~
Do salonu weszły już w pełni ubrane dziewczyny. Uśmiechnęły się do każdego z nas i rozeszły się w inne strony. Rydel poszła pomóc Ellingtonowi, a Maia podeszła do mnie i zapytała:
- A więc co chciałeś, bo nie zdążyłeś dokończyć?
- Pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś razem wyjść. W sumie dawno tego nie robiliśmy tylko we dwoje.
- Świetny pomysł! - uśmiechnęła się. - To może ja pojadę do domu i zmienię ubrania i widzimy się w waszym domu za godzinę. Okay?
- Jasne, ale nie spóźnij się. - pogroziłem jej palcem śmiejąc się przy tym.
- Okay, okay panie punktualny. - ona również zaśmiała się, po czym pożegnała resztę i wyszła z domu.
Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mógłbym zabrać Mais. Park, wesołe miasteczko, jakaś kawiarenka?
Niee...
Może plaża? Tak to chyba najlepszy pomysł. Na zewnątrz jest bardzo ładnie i ciepło. Szkoda byłoby nie skorzystać z takiej pogody.
- Ross, gdzie się wybierasz? - usłyszałem pytanie mojej siostry dochodzące z kuchni. Podszedłem bliżej pomieszczenia i odparłem:
- Takie małe spotkanie z Maią. - uśmiechnąłem się.
- Czyżby szykowała się randka? - poruszyła brwiami.
- Nie! - zaprzeczyłem szybko - zwykłe spotkanie dwójki najlepszych przyjaciół.
- Mów co chcesz. Ja i tak wiem swoje. - wzruszyła ramionami i wróciła do smażenia jajecznicy na patelni. Pokręciłem głową na słowa blondynki. Ona uważa, że ja i Maia pasujemy do siebie i powinniśmy być razem, ale ja traktuję ją jako moją najlepszą przyjaciółkę, nie jako kogoś więcej.
Swoje kroki skierowałem do szafki nad blatem kuchennym. Znalazłem do niej kluczyk, który Ryd miała w zwyczaju chować przed Ellem i Rocky'm, aby dwójka brunetów nie dobrała się do słodyczy, bo wtedy nie byłoby najlepiej. A mówiąc to mam na myśli, że nasz dom stałby się kompletną ruiną, a nikt nie chce, żeby powtórzyła się ta sytuacja. Wyjąłem z szafki paczuszkę żelków, ponownie ją zamknąłem, schowałem klucz i udałem się do salonu.
- Ja czuję żelki! - z góry dobiegł mnie krzyk Rocka. Ups... Houston, mamy problem.
Szybko zakryłem słodycze poduszką i udając, że jestem niczego nieświadomy włączyłem telewizję. W salonie niczym torpedy znaleźli się dwaj bruneci rozglądając się wkoło.
- Wiem, że ktoś w tym pomieszczeniu ma żelki. - powiedział groźnie, uważnie obserwując każdego z nas - I ja dowiem się kto.
Gdyby nie to, że do domu weszła Maia pewnie mój brat i przyjaciel znaleźliby ich ulubione słodycze, a ja już leżałbym trzy metry pod ziemią w wykonanym wcześniej przez nich dole. Szybko podniosłem się z kanapy i podszedłem do w pełni gotowej brunetki. Miała na sobie białą koszulę na ramiączka i jasne, dżinsowe, krótkie spodenki. Na jej nogach swoje miejsce znalazły brązowe sandałki. Natomiast włosy upięła w wysoką kitkę. Rocky przed wyjściem zmierzył mnie uważnie wzrokiem, a ja popychając lekko Maię, rzuciłem tylko głośne "wychodzę" i wyszedłem z dziewczyną na zewnątrz.
- Ej, Ross, spokojnie. - zaśmiała się. - Czemu się tak śpieszysz.
- Rocky i Ellington szukają osoby, która ma ich żelki, a tą osobą jestem ja.
- No to lepiej już chodź. - pociągnęła mnie za rękę.
Szliśmy w ciszy, ale takiej przyjemnej. Między nami bardzo rzadko były momenty, w których panował ten drugi, nieprzyjemny rodzaj ciszy. Dlatego zawsze lubiłem spędzać czas z brunetką.
- A powiesz mi może gdzie idziemy? - zapytała zaciekawiona.
- Zaraz zobaczysz. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przyspieszyłem trochę tempo i już po chwili słyszeliśmy szum oceanu. Widziałem, że spodobało się to Mai, bo uśmiechnęła się szeroko i radośnie. Chwilę później byliśmy już na plaży. Zdjęliśmy swoje buty, a pod stopami poczuliśmy ciepły piasek. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu śmiejąc się i wygłupiając. Czuję, że ten dzień będzie naprawdę świetny.
Cieszyłam się, że Ross zabrał mnie na plażę. Uwielbiałam tu przychodzić w każdą pogodę. Nigdy nie przeszkadzało mi, że padał deszcz czy śnieg. Po prostu kochałam to miejsce. Dzisiaj było naprawdę ładnie. Słońce grzało dość mocno, ale dzięki przyjemnym podmuchom wiatru nie było aż tak gorąco. Na niebie można było zauważyć tylko nieliczne chmury sunące powoli kierowane przez delikatny wiatr. Blondyn zabrał mnie do tej dzikszej części plaży, przez co nie było tu nikogo, ale mimo wszystko było tu pięknie. Ciepła woda obmywała moje stopy, a ja czułam się świetnie. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę czternastą. Nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas zleciał. Jednak to prawda, że te miłe chwile kończą się tak szybko, a te złe ciągną się i ciągną, a nam zdaje się, że trwają wiecznie i nie mają zamiaru się skończyć. Cieszyłam się, że mogłam spędzić ten czas z Rossem, i że dzięki niemu zapomniałam, chociaż na chwilę o Ashtonie i innych moich problemach. Potrzebowałam odciąć się od tego wszystkiego, chociaż na te kilka godzin.
- Co powiesz na lody? - blondyn wyrwał mnie z zamyślenia.
- Pewnie. - odparłam, rozkoszując się ciepłym podmuchem wiatru, który delikatnie owiał moją twarz.
Nasze kroki skierowaliśmy do wyjścia z plaży, a potem w stronę niewielkiej budki z lodami.
- Jaki smak? - Ross odwrócił swoją głowę w moją stronę.
- Czekoladowy. - odparłam rozglądając się wokół. Wszędzie widziałam mnóstwo turystów. Ale w sumie, to czemu mnie to dziwi? Są wakacje, a ponieważ w Los Angeles mamy naprawdę piękne plaże, ludzie przyjeżdżają tu, by wypocząć odstresować się.
Brązowooki szturchnął mnie lekko w ramię podając loda. Zauważyłam, że również wziął czekoladowego.
- Wiesz, nie mam jeszcze ochoty wracać. - powiedziałam, patrząc w stronę chłopaka.
- Możemy wybrać się do tej kawiarenki, którą otworzyli wczoraj.
- Okay. - ruszyliśmy w stronę wspomnianego wcześniej miejsca. Gdy tam dotarliśmy zajęliśmy stolik, a już po chwili podeszła do nas kelnerka, którą była wysoka blondynka. Oprowadziła Rossa wzrokiem od góry do dołu, po czym zapytała, uśmiechając się sztucznie:
- Co podać?
- Ja poproszę mrożoną latte, a ty, Ross?
- Sok pomarańczowy - blondyn uśmiechnął się do kelnerki. Dziewczyna zapisała coś w notesiku i odeszła.
- Spodobałeś jej się. - szturchnęłam blondyna i zachichotałam cicho.
- Nawet nie mów, Maia. Miała na sobie tyle tapety... - westchnął.
- Zakładam, że zaraz do zamówienia dołączy ci swój numer. - zaśmiałam się.
- Oj weź przestań... - do naszego stolika podeszła ta sama blondynka i podała nam zamówienie. Gdy odeszła na tacce zauważyłam mały skrawek papieru, na którym było kilka cyferek. Podałam kartkę Rossowi, a ten od razu ją podarł.
- No daj jej szansę, bo biedaczka będzie zrozpaczona. - starałam się udawać współczujący głos, co nawet, nawet mi wychodziło.
- Mais... - zaśmiał się i upił łyka soku.
Wypiliśmy nasze napoje i udaliśmy się do domu. Ross odprowadził mnie pod moje mieszkanie.
- Było cudownie. - powiedziałam i przytuliłam go.
- Cieszę się. - posłał mi uroczy uśmiech. Oderwałam się od chłopaka i podeszłam do drzwi mojej klatki schodowej.
- Do zobaczenia! - krzyknęłam do blondyna. On pomachał mi i zniknął za zakrętem. Weszłam do domu i padłam na moje łóżko. Ten dzień zdecydowanie mogę nazwać moim ulubionym.
Do domu wpadła wściekła Vanessa. Mruczała pod nosem jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa, które jak sądzę były dość nieprzyjemne. Dopiero teraz zauważyłam na jej pastelowej koszulce dużą plamę, jak się domyślam z kawy.
- Cześć - powiedziałam, jednak brunetka nie zwróciła na mnie większej uwagi i szybkim krokiem powędrowała na górę. Wzruszyłam ramionami i biorąc do ręki pilota, zaczęłam skakać po różnych kanałach. W końcu zatrzymałam się na jakimś muzycznym kanale, gdzie właśnie leciał teledysk jakiegoś zespołu. W sumie to nawet nie zwróciłam jak wyglądali, bo wysłuchałam się w piosenkę, która swoją drogą była całkiem fajna i szybko wpadała w ucho. W czasie, gdy ja stukałam palcami o niewielką, drewnianą część kanapy w rytm utworu do salonu weszła Vanessa tym razem mając na sobie już czystą bluzkę.
- Ugh... jestem na planie od zaledwie paru dni, a już ktoś oblewa mnie kawą. - powiedziała rozzłoszczona.
- Ciebie też miło widzieć. - mruknęłam sarkastycznie. Ona jakby nie zwróciła uwagi na moje wcześniejsze zdanie i mówiła dalej:
- A ta dziewczyna, która mnie oblała nawet nie zwróciła uwagi tylko wzruszyła ramionami i sobie poszła.
- Van, daj spokój. Każdemu się zdarza. - powiedziałam spoglądając na brunetkę.
- Ale mogła być chociaż trochę milsza. - westchnęła. - nie idziesz dzisiaj do pracy?
- Nie. Chloe mnie zastępuje. Prosiła, abym oddała jej swoją zmianę. - odparłam, kładąc głowę na oparciu sofy.
- Kto by chciał brać czyjąś zmianę?
- Nie wiem, ale to lepiej dla mnie. - zaśmiałam się. - A tak przy okazji to chciałabym się zapytać czemu się tak dziwnie zachowywałaś, gdy opowiedziałam ci o tym blondynie. - powiedziałam i spojrzałam na Vanessę, która stała się jakaś zdenerwowana. Nerwowo bawiła się swoimi palcami, a wzrok kierowała na różne strony nie chcąc spojrzeć mi w oczy.
- Wiesz... to mój taki dawny kolega...
- I dlatego tak szybko wybiegłaś z domu? - patrzyłam na nią podejrzliwie.
- Tak, bo... bo chciałam o tym powiedzieć Al, ponieważ miałam to zrobić jak on się pojawi. - odparła. Widać było, że coraz bardziej się denerwowała. Z informacją, że jej kolega wrócił do LA musi biec aż do Alexy? To się robi coraz bardziej podejrzane. Teraz jednak wiem, że nic z niej już dzisiaj więcej nie wyciągnę. Wiem, może i jestem ciekawska, ale po prostu ta sprawa robi się coraz dziwniejsza. Muszę dowiedzieć się prawdy. Jak nie od mojej siostry to od kogoś innego.
- Lau, ja pójdę już na górę.
- Okay. - westchnęłam. Co ona przede mną ukrywa?
Hello żelki! Witam was z 6 rozdziałem w ten kolejny dzień wakacji! Jak się podoba rozdział? Dałam w nim dzisiaj trochę Rossa i Mai, bo nie mogę tak szybko lecieć z akcją c: Ale spokojnie, jeszcze tylko parę rozdziałów i zrobi się ciekawiej ^^ To chyba wszystko co miałam napisać, ale znając mnie to pewnie przypomnę sobie o czymś jeszcze jak już opublikuję rozdział xd
No nic, to ja już lecę i do napisania!
Bye! :3
środa, 8 lipca 2015
Rozdział 5 - "O nie! Ja się na to nie piszę!"
Nieznośne urządzenie, którym był budzik obudziło właśnie śpiącego Rossa. Chłopak, tak jak większość ludzi na ziemi nie znosił poniedziałków, a w szczególności poniedziałkowych poranków. Nie ucieszyła go ta pobudka, ale jednak zdecydowanie wolał taką wersję niż tą, którą dosyć często fundowali mu Rocky i Ell. Na samo wspomnienie tego jak wyglądało ostatnie budzenie go przez dwójkę brunetów wzdrygnął się. Nie miał ochoty wstawać i najchętniej poleżałby jeszcze pod ciepłą kołdrą, jednak spoglądając na stojący na drewnianej szafce zegarek wskazujący godzinę siódmą trzydzieści siedem, szybko wstał zdając sobie sprawę, że ma dzisiaj do załatwienia dość ważną dla niego rzecz jaką było ponowne złapanie Laury w kawiarence. Wiedział, że jeśli teraz położy się i przymknie oczy choć na chwilę mógłby obudzić się nawet w południe, czego bardzo chciał uniknąć. Powoli podszedł do komody naprzeciwko łóżka, wybrał trochę luźniejszy komplet ubrań, gdyż temperatura na dworze była dość wysoka. Następnie udał się do łazienki gdzie wykonał wszystkie czynności i zbiegł na dół po schodach. W domu było bardzo cicho, ale nie ma się czemu dziwić, w rodzinie Lynch wstawanie o tak wczesnej porze nie było normalne, więc zapewne każdy spał jeszcze spokojnie w swoim łóżku.
Ross wszedł do kuchni w celu przygotowania sobie czegoś do jedzenia, zdziwił się widząc swoją mamę mieszającą coś w garnku. Oparł się o framugę drzwi i zapytał:
- Pomóc?
Kobieta odwróciła się do niego i uśmiechnęła promiennie. Chłopak bardzo ją kochał i nie wyobrażał sobie, że kiedyś mogłoby zabraknąć jej w jego życiu.
- Jasne. - odparła. Blondyn podszedł do niej i zajrzał jej przez ramię chcąc zobaczyć co przygotowuje na śniadanie. Oblizał wargi domyślając się, że będą to naleśniki, które kochał od dziecka.
Dzięki jego pomocy szybko udało się przygotować posiłek dla szóstki osób. Ross ponownie spojrzał na zegarek, by upewnić się, że zdąży na otwarcie kawiarenki, które było o dziewiątej. Okazało się, że ma jeszcze naprawdę sporo czasu, bo wskazówki wskazywały tym razem ósmą dwadzieścia pięć, więc mógł jeszcze spokojnie zjeść śniadanie ze swoimi bliskimi. Po pięciu minutach do jadalni powoli zaczęła schodzić się reszta. Na samym początku dotarł Rocky przywabiony przyjemnym zapachem naleśników, tuż za nim pojawiły się sylwetki pozostałych osób. Wszyscy zajęli miejsca, a już po chwili każdy pałaszował swoją część. Oczywiście ten dzień nie mógł w pełni się rozpocząć bez wygłupów ze strony siedzących niedaleko siebie Rocky'ego i Ellingtona. A cała akcja zaczęła się od przypadkowego trafienia truskawką w głowę drugiego, wyżej wymienionego bruneta. Rocky nie miał zamiaru trafić akurat w niego raczej planował, aby owoc trafił do miski no ale wyszło, jak wyszło, a dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko i owoce latały po całym pomieszczeniu. Reszta nie chcąc niczym dostać przeniosła się do salonu. Dla nich było to normalne, bo właściwie każdy posiłek wyglądał właśnie w ten sposób. Stormie zauważając, że nikt nie ma zamiaru podnieść się i spróbować uspokoić walczących przyjaciół sama podjęła tą próbę. Nie szło jej to najlepiej, ale na szczęście w domu pojawił się Mark i bez trudu rozdzielił brunetów, po czym zabrał ich na rozmowę piorunując wzrokiem resztę rodzeństwa, które ledwo wytrzymywało nie mogąc opanować śmiechu. Ross posiedział jeszcze chwilę oglądając jakiś śniadaniowy program, a kilka minut przed dziewiątą wyszedł z domu na szczęście unikając zbędnych pytań od rodziców. Szybko dotarł na miejsce. Wchodząc do kawiarenki bał się, że będzie musiał czekać, bo Laura ma dzisiaj drugą zmianę. Jego obawy nie sprawdziły się jednak, ponieważ już po chwili brunetka stanęła przy ladzie w towarzystwie innej dziewczyny, jak się domyślał była to jej przyjaciółka. Wpadł na pomysł, by to właśnie z nią porozmawiać, więc gdy tylko dziewczyna pożegnała się z Lau całusem w policzek wstał od stojącego w rogu stolika i ruszył za nią. Dogonienie jej nie zajęło mu dużo czasu. Dotknął delikatnie jej ramienia, a ona odwrócił się gwałtownie.
- O co chodzi? - zapytała zdezorientowana.
- Domyślam się, że znasz tą brunetkę w kawiarni i chciałbym zadać ci jedno pytanie z nią związane. - powiedział prosto z mostu. Nie czuł się komfortowo pytając o taką sprawę nie znajomą dziewczynę, ale już wcześniej postanowił, że dowie się co wydarzyło się przez te trzy lata.
- Przepraszam, ale nie znam cię, więc nie widzę powodu odpowiadania ci na pytanie na temat mojej przyjaciółki. - dziewczyna kłamała. Doskonale wiedziała kim był blondyn, ale nie myślała, że kiedykolwiek dojdzie do jej spotkania z nim, więc musiała coś wymyślić, by przypadkiem.nie palnąć czegoś, co sprawiłoby, że Ross poznałby prawdę.
- Proszę, ogromnie mi na tym zależy. - chłopak nie dawał za wygraną.
- A mogę chociaż znać twoje imię? Ja jestem Alexa.
- Ross. Myślałem, że może mnie znasz.
- Ach, to ty? Wiem kim jesteś. A więc co chcesz wiedzieć? - westchnęła
- Czemu powiedziała, że mnie nie zna?
- Musisz ją zrozumieć. Wyjechaliście, obiecywaliście, że będziecie utrzymywać kontak, a potem nie odbieraliście nawet telefonów, nie dawaliście znaku życia. Ona jeszcze wam nie wybaczyła, daj jej czas. A teraz przepraszam, spieszę się. - odparła i odeszła, zostawiając chłopaka samego. Musiała trzymać się wersji, którą ustaliła razem z Vanessą. Miała nadzieję, że brązowooki uwierzył w jej kłamstwo.
Ross po krótkiej rozmowie z Alexą udał się do domu. Przez całą drogę pochłonięty był myślami głównie o Laurze. Był nawet szczęśliwy, że jego domysły sprawdziły się, i że będzie mógł postarać się, aby Lau wybaczyła mu jak i jego rodzeństwu. Bardzo chciał, aby udało mu się to, bo ogromnie tęsknił za brunetką. Brakowało mu ich wspólnych wygłupów, śmiechu. Chciał, by wszystko było tak jak dawniej, choć wiedział, że nie będzie to takie proste. Mimo tych przyjemniejszych myśli przez jego głowę przeszła obawa, że to może nie być prawda, jednak tak szybko, jak się pojawiła, tak równie szybko zniknęła.
Spacerowałam po mieście i rozglądałam się na różne strony. Ciepły wiatr delikatnie owiewał moją twarz przez co czułam się naprawdę przyjemnie. Dzisiaj Rydel zaprosiła mnie na wieczór filmowy, który organizowaliśmy sobie co dwa tygodnie. Podobno w końcu to ja i Ryd będziemy mogły wybrać jakiś film. Do tej pory robili to tylko chłopcy, a najczęściej Rocky i Ell, a ja mam już serdecznie dosyć oglądania "Gdzie jest nemo?" czy "Auta", więc ucieszyłam się z tej informacji. A co z Ashtonem? Odkąd zauważyłam go wtedy w autobusie więcej go nie widziałam. Szczerze? To jestem z tego powodu zadowolona. Usiadłam na ławce i rozkoszowałam się ciepłym powietrzem, gdy nagle moim oczom ukazała się osoba, której nie chciałam widzieć. Te same jasnobrązowe, lekko kręcone.włosy i jego ulubione spodnie z dziurami na kolanach. - Cholera, czy on mnie śledzi? - pomyślałam i czym prędzej wstałam z miejsca starając się wmieszać w tłum ludzi, by uniknąć zauważenia mnie przez chłopaka, który stał zaledwie kilkanaście metrów ode mnie, rozmawiając z kimś przez telefon. Przeklęłam się w myślach, gdy zorientowałam się, że blondyn patrzy na mnie. Odwróciłam wzrok, udając, że go nie widzę i ruszyłam w kierunku głównej uliczki prowadzącej do wyjścia z parku. - Brawo Maia. Teraz tylko przyspieszyłaś swoje spotkanie z nim, genialnie. - skarciłam się w myślach, a po wyjściu z parku moje kroki skierowałam w stronę domu.
Czekałam właśnie na Alexę przed jedną z większych galerii handlowych w Los Angeles. Od naszego spotkania w wesołym miasteczku nie wychodziłyśmy nigdzie. Zazwyczaj widziałyśmy się przed moją pracą lub rozmawiałyśmy przez telefon. Dzisiaj moja zmiana trwała tylko do czternastej, więc miałam naprawdę sporo czasu. Na brunetkę wyjątkowo nie musiałam długo czekać, bo znalazła się w umówionym miejscu punktualnie. Wow, pierwszy raz przyszła na czas. Nie sądziłam, że tego dożyję, ale mniejsza z tym mam nadzieję, że nie wymęczy mnie za bardzo, chociaż znając ją wejdziemy do każdego możliwego sklepu. Trudno, jakoś chyba uda mi się przeżyć.
- Jeej! Zakupy! - krzyknęła podekscytowana dziewczyna. Pokręciłam tylko ze śmiechem głową widząc Al, która cieszyła się jak dziecko, gdy dostanie lizaka i pociągnęłam ją do wejścia.
~~~
- O! Jeszcze tu! - ruszyłam za moją przyjaciółką. Byłam już zmęczona, ale jakoś dawałam radę
- Muszę ją przymierzyć! - krzyknęła i nim zdążyłam się obejrzeć ona już zniknęła za drzwiami przymierzalni. Ja natomiast sama zaczęłam się rozglądać za czymś ciekawym, bo w porównaniu do dziesięciu toreb Alexy ja miałam tylko dwie.
- Lau, chodź tu! - wrzasnęła na cały sklep. Jakby nie mogła użyć takiego magicznego urządzenia jakim jest telefon. Westchnęłam i podeszłam do dziewczyny. Miała na sobie śliczną, białą sukienkę na ramiączka, mimo że była bardzo prosta to i tak wyglądała super.
- I jak? - zapytała i obróciła się wokół własnej osi.
- Wspaniale. - odparłam, posyłając jej szczery uśmiech.
- Biorę ją! - wybiegła z przymierzalni i ruszyła w stronę kasy. Zapłaciłyśmy i udałyśmy się do małej kawiarenki, ponieważ zgłodniałyśmy. Ja zamówiłam ciasto truskawkowe i waniliowe latte, a Al czekoladową babeczkę i cappuccino.
- Jak tam u was? - zapytała.
- W porządku, ale Vanessa zachowuje się jakoś tak dziwnie, a zresztą mówiłam ci o tym. - gdy to powiedziałam Alexa stała się lekko poddenerwowana. Coś tu jest nie tak.
- Może przygotowuje dla ciebie jakąś niespodziankę. - powiedziała po chwili ciszy.
- Myślisz? - co prawda wszystko, by się zgadzało, ale nie byłam tego do końca pewna.
- Tak. - odparła. Dalej rozmawiałyśmy już na inne tematy, a koło godziny dziewiętnastej poszłyśmy do domu. Pięć godzin w galerii. Właśnie pobiłam mój rekord.
Rozsiedliśmy się na kanapie w salonie i czekaliśmy aż dziewczyny wreszcie przyniosą jakieś przekąski. Oczywiście po trwającej półtorej godziny kłótni to one wygrały i jesteśmy zmuszeni do oglądania filmu "Trzy metry nad niebem" już wolę oglądać Kubusia Puchatka niż to coś. Ej nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, wow. Pewnie gdyby Rocky i Ell to słyszeli to już by mnie przytulali i płakali mówiąc jak bardzo mnie kochają. Chyba jednak wolę tego im nie mówić. Tak to dobry pomysł, zdecydowanie.
Po dziesięciu minutach do pokoju weszły Rydel i Maia niosące dwie miski popcornu i czipsów. Ross poszedł jeszcze po colę, a Ryd zajęła się włączeniem filmu. Rozsiedliśmy się na kanapie, a na ekranie telewizora pojawił się obraz.
Film skończył się wreszcie. No może i nie był taki zły, ale ja od zawsze nie lubiłem romansideł i nigdy ich nie polubię. A kto najbardziej płakał? Rocky i Ell. Oni ryczeli gorzej niż dziewczyny. Masakra. Ja rozumiem, że czasami może polecieć kilka łez, ale no ludzie, mam przez nich dosłownie całą koszulkę mokrą!
- Co powiecie na drugą część? - zaproponowała Maia.
- O nie! Ja się na to nie piszę! - zaprotestowałem.
- No dobra. - westchnęła. W sumie to i tak muszę się już zbierać.
- Nie puszczę cię o tej porze samej! - krzyknęła Rydel. - przenocujesz u mnie. Dam ci jakieś ubrania, a rodzice nie będą mieli nic przeciwko, bo są u znajomych.
- Okay. - odparła, a wszyscy podnieśliśmy się i ruszyliśmy do swoich pokoi. Byłem zmęczony, więc szybko odpłynąłem w krainę Morfeusza.
Hello żelki!
Witam Was z piątym rozdziałem! Zdążyłam na czas i nie spóźniłam się!
Te upały są okropne, lubię lato, ale 35 stopni to już dla mnie za dużo. Dobrze, że chociaż wczoraj była burza i teraz jest trochę chłodniej C:
Mamy spotkanie Ross'a i Alexy, ale musicie poczekać zanim wszyscy dowiedzą się prawdy ^^
To by było chyba na tyle xd Teraz lecę czytać i komentować Wasze rozdziały, bo mam w tym naprawdę spore zaległości, za co po raz kolejny strasznie Was przepraszam.
To ja już lecę, miłych wakacji i do napisania!
Bye :3
Ps. Kto już widział nowy teledysk? Uwielbiam go! Ten królik, astronauta... no nie mogę xD Zresztą sami zobaczcie jeśli jeszcze nie widzieliście hahah C:
https://www.youtube.com/watch?v=f9klkVh5V7g
czwartek, 2 lipca 2015
One Shot - "Bo nadzieja zawsze umiera ostatnia" część 2
"Będę pod twoją kamienicą za piętnaście minut. Pośpiesz się."
Zaciekawiło ją, o co chodzi blondynowi. Wstała z łóżka i podeszła do niewielkiej szafy stojącej naprzeciw. Wybrała swoje ulubione ciemne dżinsy i szarą bluzkę z krótkim rękawem. Następnie udała się do łazienki, gdzie wykonała wszystkie poranne czynności i zbiegła na dół. Ojca nie było. Znowu nie wrócił na noc. Inne osoby na miejscu Laury pewnie nie przejęłyby się tym za bardzo, ale nie ona. Każdego razu, gdy nie wracał do domu martwiła się o niego. Mimo tego, że ciągle pił to wciąż pozostawał jej ojcem, wciąż był człowiekiem, który ją wychowywał, patrzył jak stawia pierwsze kroki, słyszał jak mówi pierwsze słowa i chronił, a teraz po prostu się pogubił. Każdy człowiek przecież ma do tego prawo, prawda? I właśnie dlatego w Laurze wciąż tkwił ten mały promyczek nadziei, że jeszcze wszystko się ułoży.
Wpadła do kuchni i łapiąc szybko jabłko wbiegła do przedpokoju, tam założyła trampki i skórzaną kurtkę, która wzięła od Lynchów, bo wyschła akurat przed jej odjazdem, gdy była już gotowa dostała kolejną wiadomość:
"Już jestem. Czekam przed klatką." Dziewczyna w pośpiechu wyszła z domu dokładnie zamykając drzwi. Chłopak, tak jak napisał znajdował się przed wejściem do kamienicy dziewczyny, zauważając ją wysiadł ze swojego samochodu i skierował się w jej stronę.
- Cześć. - przywitał się.
- Hej. - uśmiechnęła się lekko. - Po co tak właściwie po mnie przyjechałeś?
- Rydel wymyśliła, że wszyscy oprócz naszych rodziców idziemy dzisiaj do kina i powiedziała, że ciebie też zabieramy. - zaśmiał się. - Chodź już lepiej, bo nie chcesz zobaczyć mojej siostry wkurzonej. - Laura tak jak prosił chłopak wsiadła do samochodu i już po chwili byli w drodze. Przez całą drogę dużo rozmawiali. Dowiedzieli się o sobie jeszcze więcej rzeczy. Brunetka starała się być szczęśliwa co całkiem jej się udawało, zapomniała na chwilę o swoich problemach. Ross często ją rozśmieszał, a ona pierwszy raz od długiego czasu szczerze się zaśmiała.
Dość szybko dojechali pod dom Lynchów, zaraz przed furtką Laura została wyściskana przez Rydel.
- A swojego brata to już nie przytulisz. - chłopak udał, że ma focha i wszedł do swojego domu.
- Nie zwracaj na niego uwagi. - blondynka zaśmiała się i obie podążyły za blondynem.
Rodzina rodzeństwa wciąż była w domu. Wszyscy bardzo radośnie przywitali Laurę, ale oprócz dziewczyny Rossa, ona już od początku nie przepadała za dziewczyną.
- Okey, wybraliśmy już film i sprawdziliśmy, że seans jest za półtorej godziny, więc trzeba się już zbierać. - głos zabrała Rydel. Lau rozejrzała się i dopiero teraz zauważyła, że tylko ona i stojący obok niej Ross są ubrani, a reszta wciąż była w piżamach. Brunetka zachichotała lekko i wróciła do słuchania blondynki.
- No i właśnie, po długiej dyskusji wszyscy uznaliśmy, że pójdziemy na "Jurassic World". - powiedziała. - A teraz wszyscy się ubierać! - dodała, a Laura została pociągnięta w stronę pokoju blondynki, ale przez inne dziewczyny, gdy wszystkie wraz z Rydel znalazły się już w pomieszczeniu brunetka dostała zadanie pomóc im przy wyborze ubrań. Z chęcią starała się pomóc wszystkim tylko Bella niechętnie przyjmowała jej pomoc. Po około godzinie dziewczyny były już gotowe, zeszły na dół gdzie czekali już chłopcy.
- No ile można na was czekać. - Ellington wyrzucił w górę ręce.
- Właśnie! - dodał Riker.
- Oj nie przesadzajcie. - Casey, dziewczyna Rika wtrąciła i przewróciła oczami.
- Dobra, chodźcie już, bo się spóźnimy. - powiedziała Rydel i wszyscy wyszli z domu kierując się w stronę kina. Od miejsca zamieszkania Lynchów, do kina nie było tak daleko, więc już po paru minutach byli na miejscu. Poczekali chwilkę, kupili popcorn i picie i weszli na salę kinową, gdzie siedzieli tak: Bella, Ross, Laura, Rydel, Ellington, Riker i Casey.
Każdemu bardzo podobał się film i zadowoleni wyszli z kina. Przez całą drogę śmiali się i wygłupiali, dotarli do domu i wszyscy zajęli się swoimi zajęciami.
Ten tydzień był dla Laury całkiem przyjemny. Zaprzyjaźniła się z Rossem i spędzała z nim coraz więcej czasu. Niestety musiała pożegnać się z Casey i Rikerem, bo ci musieli już wracać do LA. Okazało się również, że Ellington, Bella i rodzice Rossa, Rikera i Rydel zostają już na stałe w Londynie. Co do Belli to dziewczyna coraz bardziej dawała brunetce do zrozumienia, że jej nie lubi, ale ona nie przejmowała się tym za bardzo. A ojciec? Dziewczyna zauważyła, że od kilku dni wraca na noc do domu i nie jest wcale pijany, cieszyło ją to, nawet bardzo, bo wciąż umacniało ją to w nadziei, że wszystko się ułoży.
Właśnie teraz brązowooka szła do swojej pracy. Nie chciała tam pracować, ale musiała jakoś utrzymać siebie i ojca. Chyba nikt na jej miejscu nie cieszyłby się, gdyby musiał pracować jako kelnerka w nocnym klubie i każdego dnia odganiać od siebie pijanych facetów, ale tym musiała zajmować się Lau. Czasami były takie dni, kiedy miała spokój, ale niestety, były one rzadkością.
Weszła przez ogromne drzwi i znalazła się w mocno oświetlonym pomieszczeniu. Specjalnie zawsze przychodziła tu godzinę wcześniej, nikogo wtedy nie było, a ona mogła wtedy spokojnie przebrać się. Około godziny dwudziestej pierwszej zaczęli schodzić się ludzie, zajmowali miejsca przy stolikach i zamawiali drinki. Uwagę Laury przykuła pewna dziewczyna siedząca w jednym z rogów klubu. Obok niej miejsce zajmowało kilku facetów. Brunetka po chwili przyglądania się, zorientowała się, że była to dziewczyna Rossa, Bella. Zauważyła też, że grupka, w której się znajdowała postanowiła coś zamówić, w duchu modliła się, aby nie musiała ich obsługiwać. Na szczęście stało się tak, jak chciała i inna dziewczyna przyjęła ich zamówienie. Laurę zdziwiło zachowanie Belli, bo ta najwyraźniej zapomniała, że ma chłopaka, flirtowała z mężczyznami, a jednego nawet pocałowała. W pewnym momencie, gdy kilku mężczyzn wyszło z klubu, pociągnęła ostatniego, który został i zniknęła z nim za drzwiami łazienki. Laurze żal było Rossa, bo związał się z dziewczyną, która zdradza go, z jak się domyślała, przypadkowo poznanymi mężczyznami. Przez chwilę myślała, aby mu o tym powiedzieć, ale szybko od tego uciekła, bo wiązało się to również z wyznaniem całej prawdy o jej życiu. Uznała, że będzie ją uważniej obserwowała.
Brunetka korzystając z tego, że w klubie robiło się luźnej i już mało kto zamawiał drinki przysiadła na krzesełku. Ta czynność nie trwała jednak długo, bo do barku podeszła Bella, Laura wiedziała, że teraz już się nie wymiga i niepewnie podeszła do dziewczyny.
- Proszę, proszę czyżby Laura Marano pracowała w nocnym klubie? - powiedziała z pogardą. Dopiero teraz Lau upewniła się w tym, że dziewczyna jej nie lubi, wcześniej miała tylko takie przypuszczenia.
- Coś ci przeszkadza? - zapytała oschle.
- Słuchaj, myślisz, że jestem tak głupia i nie zauważę tego, że się mi przyglądasz? Jeśli cokolwiek piśniesz o tym, co tu widziałaś Rossowi, to przysięgam, że cię zniszczę. - ostatnie zdanie mówiła już szeptem, jakby bojąc się, że ktoś ją usłyszy.
- Przyznaj się, że lecisz tylko na jego kasę.
- Brawo, a już myślałam, że się.nie domyślisz. - zaśmiała się kpiąco. - Jeśli tylko za bardzo się do niego zbliżysz to również pożałujesz. On jest mój, rozumiesz? - dodała z naciskiem na ostatnie słowa.
- Mhm... - mruknęła tylko, bo nie miała ochoty kłócić się więcej z tą tępą blondynką. Wiedziała, że Ross powinien znać prawdę, ale bała się go stracić. Wątpiła w to, że on i Rydel chcieliby ją jeszcze znać gdyby poznali jej historię. Naprawdę nie wiedziała, co miała zrobić.
Ross spacerował uliczkami niewielkiego parku i rozmyślał. Głównie o swoim życiu, ostatnio czuł się dziwnie w towarzystwie Laury. Każdy jej uśmiech sprawiał, że on też się uśmiechał, uwielbiał spędzać z nią czas, ale wiedział, że nie może się w niej zakochać miał już przecież dziewczynę, którą kochał, a przynajmniej tak mu się zdawało. Doszedł do bardziej porośniętej drzewami części parku. Za jednym z większych drzew usłyszał chichot, który wydawał mu się bardzo znajomy. Chciał to zignorować, ale ciekawość zwyciężyła. Udał się w kierunku odgłosów i to, co tam ujrzał sprawiło, że momentalnie zebrała się w nim złość. Przed nim stała Bella i obściskiwała się z jakim facetem, dziewczyna dość szybko zauważyła blondyna i podeszła do niego.
- Wiesz, teraz czuję taką ulgę, bo nie muszę już kłamać. - zaśmiała się kpiąco.
- Mój brat miał rację, mówiąc, że jesteś tylko pustą lalą. - teraz Ross był zły na siebie, że dał jej się tak oszukać.
- Od początku miałam dość tej twoje rodzinki, a potem to w szczególności tej idiotki Laury Marano. - zaśmiała się.
- Nie obrażaj jej! - krzyknął.
- A co, myślisz, że ona jest takim aniołkiem? Wie o tym, że cię zdradzam już od tygodnia i chyba jakoś nie miała zamiaru ci o tym powiedzieć. - odparła i poszła. Ross był w szoku. Czemu Laura nie powiedziała mu o tym od razu? Był na nią wściekły, myślał, że zawsze mówiła mu prawdę. Zdenerwowany skierował się w stronę domu. Musiał koniecznie porozmawiać z brunetką.
Laura siedziała w kuchni i rozmawiała z Rydel. Jej humor poprawiał się z dnia na dzień. Zauważyła, że ojciec nie wraca już tak często pijany, coraz bardziej zaprzyjaźniła się z Rydel i Rossem, chociaż nie była pewna, czy do tego blondyna nie czuje czegoś więcej. Coraz częściej przyłapywała się na myśleniu o nim. Wiedziała jednak, że ważniejszą sprawą jest teraz dla niej wyjawienie prawdy i tego bała się najbardziej.
Przez swoje zamyślenie nie usłyszała tego, co mówiła do niej Rydel. Wyłapała tylko coś o Ellingtonie, że blondynce się on podoba, czy coś takiego, ale po chwili doszło do niej, że jej przyjaciółka się zakochała. Zerknęła z uśmiechem na wpatrzoną w jakiś punkt na ścianie dziewczynę.
- Dobrze słyszałam, że zakochałaś się w Ellu? - zapytała, aby się upewnić.
- Mhm... - westchnęła cicho.
- To świetnie! Ale jakoś nie widzę, żebyś była zadowolona.
- Bo boję się, że on nie odwzajemnia moich uczuć.
- Delly idź do niego i powiedz mu co czujesz coś czuję, że on też cię kocha. - uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
- Masz rację, powiem mu o tym. - powiedziała i podniosła się z krzesła. Poszła odłożyć pusty kubek do zlewu i właśnie wtedy do domu wszedł Ross. Był bardzo zdenerwowany. Szybko podszedł do siedzącej Laury.
- Ross, coś się stało? - zapytała zaskoczona jego zachowaniem.
- Ty się jeszcze pytasz co się stało?! - krzyknął. - Wiedziałaś, że Bella ciągle mnie zdradza już od tygodnia i nie zamierzałaś mi tego powiedzieć, prawda?!
- Ross, to... to nie tak. - dziewczyna starała się jakoś obronić, ale wiedziała, że to była jej wina.
- A jak?! - krzyknął ponownie. Teraz Laura musiała mu wyznać prawdę, mu i przyglądającej się całemu zajściu Rydel. Nie było już sensu kolejny raz kłamać.
- Nie powiedziałam ci tego, bo... bo musiałabym powiedzieć ci całą prawdę o mnie.
- Z chęcią posłucham kolejnej rzeczy, w której pewnie okłamywałaś mnie i Ryd. - powiedział oschle.
- Mówiłam wam, że moi rodzice pracują za granicą, a siostra zginęła w wypadku, ale to tylko po części prawda. - zrobiła krótką przerwę, by wziąć głębszy oddech. - Gdy moja siostra umarła tata załamał się, coraz częściej sięgał po alkohol co spowodowało, że wpadł w nałóg, a mama zostawiła mnie, bo wolała uciec od problemów i pewnie teraz układa sobie nowe życie, a ja pracuję w nocnym klubie, by mieć jakieś pieniądze. - w jej oczach mimowolnie zebrały się łzy, nie chciał teraz płakać, więc zacisnęła mocniej swoje powieki.
- Czemu nie powiedziałaś nam tego wcześniej? - zapytała łagodnie Rydel.
- Ja po prostu bałam się, że was stracę. - spóściła głowę w dół.
- Myślałem, że jesteś w stosunku do nas szczera, ale chyba się pomyliłem. - powiedział Ross.
- Myślisz, że to takie łatwe?! - Laura uniosła się. - Chciałam powiedzieć wam całą prawdę!
- To czemu tego nie zrobiłaś?
- Bo bardzo mi na was zależy!
- Gdyby ci zależało, powiedziałabyś od razu!
- Ross... - szepnęła Rydel starając się go uspokoić.
- Nie Rydel. Wolałaś codziennie kłamać nam prosto w oczy, tak?! Mi, mojemu rodzeństwu i rodzicom?! Zakładam, że tak samo jak Belli zależało ci tylko na naszej kasie! - W oczach Laury pojawiły się łzy, słowa Rossa bardzo ją zabolały, a chłopak dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Brunetka wybiegła z domu Lynchów, a Ross szybko ruszył za nią.
- Laura, czekaj! - krzyknął, jednak ona udała, że go nie słyszy i biegła dale przed siebie. Nie myślała, że Ross mógłby powiedzieć coś takiego. Biegła ile sił w nogach, ale czuła już coraz większe zmęczenie. Rozejrzała się, czy blondyn już za nią nie biegnie i stanęła przy dużym drzewie próbując uspokoić oddech. Gdy chciała już znowu pobiec, poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Spojrzała na osobę, która ją trzymała i tak jak myślała był nią Ross. Laura wiedziała, że nie ma sensu dalej uciekać. Spuściła głowę i wzrok wbiła w swoje trampki. Blondyn złapał jej podbródek i podniósł tak, aby spojrzała na niego. Unikała jego wzroku, ale po chwili poddała się i spojrzała w jego brązowe tęczówki.
- Przepraszam, tak strasznie cię przepraszam. - powiedział.
- Naprawdę myślałeś, że chodziło mi o wasze pieniądze? - zapytała.
- Byłem zdenerwowany, emocje wzięły nade mną górę. Nigdy tak nie pomyślałem. - odparł ze skruchą.
- Nie chciałam stracić waszej przyjaźni, nie chciałam stracić ciebie. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. - powiedział. Spojrzał w oczy dziewczyny i powoli zaczął się do niej zbliżać. Teraz ich twarze dzieliły już milimetry. Ross musnął usta Laury, a potem zaczęli się całować, robili to delikatnie, z miłością jakby bojąc się, że ta druga osoba zaraz ucieknie. Powoli zaczynało im brakować powietrza, więc oderwali się od siebie. Laura oparła swoje czoło na czole Rossa i oboje starali się uspokoić swoje oddechy.
- Bałam się, że mnie zostawisz. - powiedziała.
- Nigdy bym tego nie zrobił. - odparł. Miał już w swoim życiu wiele dziewczyn, ale to Laura sprawiała, że czuł się inaczej, kochał ją i to z nią chciał spędzić całe swoje życie, zresztą tego samego chciała brunetka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto druga część OS'a, który kompletnie mi nie wyszedł. Nie nadaję się do pisania One Shot'ów i przekonałam się o tym już drugi raz. Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej, ale nie udało mi się napisać tak, jak ułożone to było w mojej głowie ;-;
Ale dobra koniec mojego narzekania xd Jak Wam mijają wakacje? Jakieś plany, czy coś? :3 Ja słyszałam, że podobno jadę do Kołobrzegu, ale nic jeszcze nie jest potwierdzone, a na razie prawie każdy dzień spędzam na dworze ze znajomymi i cudem spóźniłam się z OS'em tylko jeden dzień xd
A właśnie! Zauważył ktoś nowy wygląd bloga? Dziękuję Violette z Fantastic Graphic, która wykonała ten szablon, bo ogromnie mi się podoba ^^
Oki to ja już lecę i do napisania!
Bye :3
środa, 24 czerwca 2015
Rozdział 4 - "Jeśli za chwilę się tu nie znajdziecie to żelki Rockliffa wylądują w śmietniku, ulubioną koszulę Rikera oddam biednym, a gitarę Rossa dam pobliskiej szkole!"
~Ross
Wraz z Luke'iem siedzieliśmy w salonie i graliśmy na playstation. Nie mieliśmy zbyt dużo rzeczy do roboty, więc zajęliśmy się tym.
- Ej no! Stary, znowu? - krzyknąłem, gdy blondyn po raz kolejny mnie pokonał.
- Pogódź się z tym, że zawsze będę najlepszy. - zaśmiał się i wrócił do gry. Ja wciąż myślałem o tym co stało się wczoraj. Nie powiedziałem tego nikomu, nawet Luke'owi. Nie mogłem wpaść na żaden pomysł, aby dowiedzieć się o co chodzi. Może powinienem pójść znowu do tej kawiarenki? Tak, to chyba byłby najlepszy pomysł. Wybiorę się tam jutro, bo dzisiaj Laura mogła już skończyć zmianę.
- Ross, Ross! Ziemia do Rossa! - blondyn krzyknął mi prosto do ucha przez co aż podskoczyłem na kanapie.
- Musisz tak głośno?
- No wiesz od paru minut wisisz sobie na ośmiopiętrowym budynku i chciałem cię "obudzić" żebyś wreszcie stamtąd zszedł. (w tej grze, w którą grali, oczywiście xd ~ od aut.)
- Dobra już schodzę. - zaśmiałem się. - A tak przy okazji, jak tam u ciebie i Megan?
Meg była dość wysoką, ciemną blondynką o długich nogach, szczupłej sylwetce i szarych oczach. Lubiłem ją, była całkiem fajna, ale to Luke zainteresował się nią bardziej. Spodobała mu się, gdy tylko zobaczył ją wtedy w klubie. Zaprzyjaźnili się, a potem zaczęli się spotykać. Jednak ona chciała, by blondyn spędzał czas tylko z nią, nie chodził na żadne imprezy, nie rozmawiał z innymi dziewczynami. Jego zaczynało to powoli denerwować, bo lubił te zajęcia. Od pewnego czasu próbuje z nią zerwać, ale jakoś mu to nie wychodzi. Zresztą sam dziwię się, że wytrzymał tak długo z tą dziewczyną, nie tylko pod tym względem, że go denerwowała, ale i pod tym, że on nie lubi stałych związków i zawsze starał się ich unikać.
- Weź mi nawet nie przypominaj. Mam jej już serdecznie dosyć. Praktycznie codziennie chodzimy na zakupy, nie daje mi dojść do słowa i ciągle gada tylko o sobie. Dobrze, że dzisiaj wyjechała na tydzień do rodziców. Mam trochę spokoju.
- Musisz z nią zerwać, jak najszybciej. - powiedziałem.
- Staram się, ale zawsze, gdy chcę z nią pogadać na temat naszego związku ona zmienia temat. - westchnął.
- Masz klucze do jej domu, nie?
- No mam.
- Wpadłem na pomysł jak mógłbyś z nią zerwać. Nie jest on najlepszym sposobem na zerwanie, ale skoro aż tak cię wkurza to możemy to zrobić.
- Jaki?
- Wejdziesz do jej domu napiszesz na kartce, że musicie zerwać czy coś podobnego i tyle.
- Czemu ja na to nie wpadłem?
- Bo przecież wiadomo, że to ja jestem od ciebie mądrzejszy. - zaśmialiśmy się i wróciliśmy do gry.
Padnięta weszłam do domu gdzie zastałam Venessę. Postawiłam torby wypełnione różnymi produktami spożywczymi w kuchni i usiadłam obok niej na kanapie.
- I co, jak casting? - zapytałam.
- Nie dostałam się. - odparła obojętnie i wróciła do przeglądania jakiegoś czasopisma.
- Ej, nie przejmuj się. Nie wiedzą, co stracili. - uśmiechnęłam się lekko.
- Żartowałam! Przeszłam! Mam tę rolę! - brunetka momentalnie wstała z kanapy i zaczęła skakać z radości. Zaśmiałam się i dołączyłam do niej. Cieszyłam się, że moja siostra spełniła swoje największe marzenie.
- Gratuluję! - przytuliłam ją. - Kiedy zaczynacie nagrywać?
- Jutro. Muszę wstać o piątej rano!
- Uroki bycia aktorką. - zaśmiałam się.
- Okey, koniec o mnie. Teraz mów jak tam u ciebie, w nowej pracy.
- Bardzo fajnie. - uśmiechnęłam się. - Tylko jakiś blondyn myślał dzisiaj, że mnie zna i że niby się przyjaźniliśmy, no i nie wiem skąd znał moje imię. - gdy o tym powiedziałam Vance od razu zszedł uśmiech z twarzy.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Em... nie, nie nic takiego. A wiesz jak wyglądał? - odparła jakoś dziwnie zmieszana.
- Nie przyglądałam mu się zbytnio, ale zapamiętałam, że miał brązowe oczy i właśnie blond włosy. Znasz go?
- Nie, nie znam go. - odpowiedziała i szybko wstała z kanapy. Po chwili widziałam ją już przy drzwiach.
- Wrócę niedługo! - krzyknęła.
- Poczekaj! Gdzie idziesz? - niestety dziewczyna mnie już nie słyszała. Ciekawiło mnie czemu tak zareagowała, gdy opowiedziałam jej o tym chłopaku i gdzie pobiegła. Zastanawiałam się o co chodziło. Może znała go kiedyś? Ale w sumie jeśli nawet, by go znała to nie zachowywałaby się tak dziwnie. Westchnęłam. Muszę się dowiedzieć co ukrywa przede mną Vanessa. Teraz jednak czekały na mnie torby z zakupami do rozpakowania. Niechętnie poszłam do kuchni i zaczęłam porządkować produkty.
Szybko idąc kierowałam się w stronę domu Alexy. Po wypadku Laury obie postanowiłyśmy, że gdy kiedyś pojawią się Lynchowie nie powiemy im prawdy oraz nie będziemy starać się, by Lau ich sobie przypomniała. Wiem, że nie był to najlepszy pomysł, wiem, że powinnyśmy powiedzieć jej, że miała jeszcze innych przyjaciół oprócz Alexy, ale nie zrobiłyśmy tego. Po prostu widziałyśmy, jak moja siostra cierpiała, gdy straciła kontakt z Rossem i jego rodziną. Starała się do nich dodzwonić, ale nic, ciągle albo odrzucali połączenie, albo była poczta głosowa. Jak ja próbowałam się z nimi skontaktować było tak samo. Prawda, mi też ich bardzo brakowało, ale musiałam być silna, dla Laury. Z Al myślałyśmy, że już nie zobaczymy tej czwórki. Byłyśmy głupie, bo przecież wiadomo, że prędzej, czy później, by tu wrócili, a skoro tak się stało to nie możemy pozwolić, aby poznali prawdę. Powiemy im, jednak nie teraz, dla dobra Lau. Nie chcę, żeby wróciły jej te wszystkie, niemiłe wspomnienia.
Wpadłam zdyszana na klatkę schodową. Spojrzałam w górę i dopiero teraz przypomniało mi się, że brunetka mieszka na ostatnim piętrze dość wysokiego wieżowca. Byłam już zmęczona i nie miałam ochoty wchodzić po tylu schodach. W końcu jakoś się po nich wgramoliłam i zapukałam do drzwi. Po chwili ukazała się w nich Alexa, spojrzała na mnie i pokazała gestem ręki żebym weszła. Tak też zrobiłam.
- Cześć, coś się stało, że przyszłaś? - zapytała i wzięła gryza trzymanego w ręku jabłka.
- Tak... Lynchowie i Ell wrócili.
- Co?!
- Dzisiaj Laura powiedziała mi, że wczoraj do kawiarni, w której pracuje wszedł wysoki blondyn z brązowymi oczami, znał jej imię i uważał, że są przyjaciółmi.
- Ale przecież mogli przyjechać tylko na chwilkę i zaraz wrócą do NY.
- Uwierz, chciałabym, aby tak było, ale znam Rossa już trochę i on nie odpuszcza tak łatwo i na pewno będzie chciał się dowiedzieć czemu Laura nie poznała go, bo skoro się spotkali tą wątpię, że magicznie sobie wszystko przypomniała.
- A jednak musimy to zrobić. - westchnęła. Alexa tak samo jak ja nie chciała nikogo okłamywać i wierzyła, że jednak nie będzie musiała tego robić, a teraz wszystko się pokomplikowało.
- Ja też tego nie chcę. - powiedziałam.
- Co my powiemy, gdy Ross lub, co gorsza reszta, zacznie nas o wszystko wypytywać? Albo co powiemy Lau kiedy domyśli się, że coś przed nią ukrywamy? - zapytała.
- Im powiemy na przykład, że Laura wciąż jest na nich zła i udaje, a jeśli o nią chodzi to musimy coś wykombinować, jak najszybciej.
Do domu wróciłam około godziny osiemnastej. Gdy tylko weszłam do salonu zastałam Laurę, która stała i patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Jak się domyślam pewnie chciała, abym wyjaśniła jej to moje nagłe wybiegnięcie z domu.
- Emm... No hej. - przywitałam się.
- Możesz mi wyjaśnić czemu tak dziwnie się zachowywałaś?
- Wiesz... wszystko ci opowiem, ale jutro, bo dzisiaj jestem wykończona i... i chciałabym już iść do pokoju, odpocząć. - odparłam, licząc, że uda mi się uciec, chociaż dzisiaj od wyjaśnień.
- Okey, niech ci będzie. - gdy to powiedziała poczułam ulgę i szybko wbiegłam na górę do swojego pokoju. Muszę wymyślić, co mam jej powiedzieć, ale mam nadzieję, że do jutra zapomni o tym wszystkim.
- Może ktoś, by mi pomógł, co! - zawołałam w głąb domu. Dzisiaj przyjeżdżają rodzice, a mojemu kochanemu rodzeństwu nie chce się podnieść swoich czterech liter z kanapy i przejść paru kroków, aby pomóc mi nakryć do stołu. Czemu nie mogłam mieć siostry? Eh, a teraz muszę mieszkać pod jednym dachem z czterema chłopakami. Ich to nawet na kilka godzin nie można zostawić samych, bo zdemolują cały dom.
- No, czy ktoś z was raczy się w końcu ruszyć?! - I ponowne krzyknięcie wydobyło się z moich ust, ale znowu nie przyniosło żadnych skutków. Chciałam przygotować coś naprawdę fajnego ponieważ nasi rodzice wracają tylko na kilka dni, a potem nie będziemy widywali się zbyt często, dlatego że muszą wracać do swoich obowiązków. Zostali w Nowym Yorku i każde z nich ma tam pracę. Tata znalazł nowe zatrudnienie w dość sporej korporacji, a mam została w swoim starym sklepie ogrodniczym.
- Chłopcy, no! - Ja zaraz z nimi zwariuję!
- Ryd możesz tak nie krzyczeć? - usłyszałam odpowiedź Rika. Coraz częściej mam wątpliwości, czy on na pewno powinien być z nasz najstarszy. - A więc tego chcecie. - powiedziałam w myślach.
- Jeśli za chwilę się tu nie znajdziecie to żelki Rockliffa wylądują w śmietniku, ulubioną koszulę Rikera oddam biednym, a gitarę Rossa dam pobliskiej szkole! - teraz nie musiałam długo czekać na chłopaków, w zaskakującym tempie znaleźli się w kuchni, a stamtąd z talerzami i sztućcami w rękach wbiegali do jadalni. Takim właśnie sposobem w ciągu kilkunastu minut stół był już nakryty i pozostało tylko czekać na rodziców.
- Czemu nie wpadłam na ten pomysł wcześniej. - zaśmiałam się widząc zdyszanych chłopaków siedzących na kanapie.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - odparł Ell.
- Już sobie posiedzieliście, a teraz marsz się przebierać!
- Jeszcze chwilę... - stęknęli.
- Macie iść teraz, bo wiecie co zrobię!
- Em, a tak, tak, bo jeszcze muszę posprzątać w pokoju/umyć się/ poprawić włosy/ja to samo co Ross/ogarnąć na dole! - mówili jeden przez drugiego. Zaśmiałam się tylko i sama podreptałam do mojego pokoju przygotować się.
- Otworzę! - krzyknęłam, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłam i uściskałam stojących w nich rodziców.
- Wchodźcie! - zaprosiłam ich do środka. Przywitali się jeszcze z Rockym, Rossem, Rikerem i Ellingtonem i zajęli swoje miejsca przy stole.
- Nie męczą cię twoi bracia za bardzo, Rydel? - mój tata zapytał mnie biorąc łyka soku.
- Mhm... - mruknęłam.
- Jest aż tak źle, kochanie? - Mama również zadała pytanie, a gdy przytaknęłam głową wraz z tatą spojrzeli na dwójkę blondynów i brunetów ze złością.
- Macie słuchać Rydel. - Mark pogroził im palcem. Odkąd wszyscy zaprzyjaźniliśmy się z Ellem, jego rodzina wyjechała do Angii i odkąd założyliśmy zespół rodzice zaczęli traktować bruneta jak członka rodziny przez co, gdy przeskrobali coś z Rockym jemu też się dostawało. Cieszyłam się, że traktują go jak mojego kolejnego brata, ale mimo wszystko wolę go jako przyjaciela, chociaż teraz zna go już cała nasza rodzina, ta dalsza i ta bliższa.
Dalej cała kolacja zeszła nam już w bardzo miłej atmosferze. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i rozmawialiśmy. Właśnie takie, wspólne chwile z bliskimi uwielbiam.
Jak tam u Was przed ostatnim dniem w szkole? U mnie całkiem okey ^^ Jutro idę do kina, a potem na lody z klasą, więc tak naprawdę dzisiaj miałam ostatni dzień.
Natomiast jeśli chodzi o rozdział to zupełnie mi nie wyszedł, zarówno końcówka, którą pisałam dzisiaj na plastyce, bo jak wspominałam nie miałam żadnego pomysłu, jak i cała reszta ;-; Chciałabym już dojść do rozdziału, w którym Lynchowie się o wszystkim dowiedzą, bo te pierwsze rozdziały jakoś w ogóle mi nie wychodzą. Ale jeszcze nie zdradzę kiedy to wszystko będzie hyhyhy xd
No właśnie! Jeszcze jedna sprawa! Dziękuję wszystkim osóbkom za komentowanie mimo, że ja nie potrafię się wyrobić z czytaniem i komentowaniem ich rozdziałów oraz prosić, aby komentowali też inni, którzy czytają moje rozdziały, bo to naprawdę bardzo miłe widzieć chociaż ten krótki komentarz typu: "Wspaniały rozdział, czekam na next" tak samo czytać te dłuższe, to naprawdę motywuje mnie do pisania C:
To ja już lecę i do zobaczenia za tydzień, w środę miśki!
Bye! :3