środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 4 - "Jeśli za chwilę się tu nie znajdziecie to żelki Rockliffa wylądują w śmietniku, ulubioną koszulę Rikera oddam biednym, a gitarę Rossa dam pobliskiej szkole!"


~Ross
Wraz z Luke'iem siedzieliśmy w salonie i graliśmy na playstation. Nie mieliśmy zbyt dużo rzeczy do roboty, więc zajęliśmy się tym.
- Ej no! Stary, znowu? - krzyknąłem, gdy blondyn po raz kolejny mnie pokonał.
- Pogódź się z tym, że zawsze będę najlepszy. - zaśmiał się i wrócił do gry. Ja wciąż myślałem o tym co stało się wczoraj. Nie powiedziałem tego nikomu, nawet Luke'owi. Nie mogłem wpaść na żaden pomysł, aby dowiedzieć się o co chodzi. Może powinienem pójść znowu do tej kawiarenki? Tak, to chyba byłby najlepszy pomysł. Wybiorę się tam jutro, bo dzisiaj Laura mogła już skończyć zmianę.
- Ross, Ross! Ziemia do Rossa! - blondyn krzyknął mi prosto do ucha przez co aż podskoczyłem na kanapie.
- Musisz tak głośno?
- No wiesz od paru minut wisisz sobie na ośmiopiętrowym budynku i chciałem cię "obudzić" żebyś wreszcie stamtąd zszedł. (w tej grze, w którą grali, oczywiście xd ~ od aut.)
- Dobra już schodzę. - zaśmiałem się. - A tak przy okazji, jak tam u ciebie i Megan?
Meg była dość wysoką, ciemną blondynką o długich nogach, szczupłej sylwetce i szarych oczach. Lubiłem ją, była całkiem fajna, ale to Luke zainteresował się nią bardziej. Spodobała mu się, gdy tylko zobaczył ją wtedy w klubie. Zaprzyjaźnili się, a potem zaczęli się spotykać. Jednak ona chciała, by blondyn spędzał czas tylko z nią, nie chodził na żadne imprezy, nie rozmawiał z innymi dziewczynami. Jego zaczynało to powoli denerwować, bo lubił te zajęcia. Od pewnego czasu próbuje z nią zerwać, ale jakoś mu to nie wychodzi. Zresztą sam dziwię się, że wytrzymał tak długo z tą dziewczyną, nie tylko pod tym względem, że go denerwowała, ale i pod tym, że on nie lubi stałych związków i zawsze starał się ich unikać.
- Weź mi nawet nie przypominaj. Mam jej już serdecznie dosyć. Praktycznie codziennie chodzimy na zakupy, nie daje mi dojść do słowa i ciągle gada tylko o sobie. Dobrze, że dzisiaj wyjechała na tydzień do rodziców. Mam trochę spokoju.
- Musisz z nią zerwać, jak najszybciej. - powiedziałem.
- Staram się, ale zawsze, gdy chcę z nią pogadać na temat naszego związku ona zmienia temat. - westchnął.
- Masz klucze do jej domu, nie?
- No mam.
- Wpadłem na pomysł jak mógłbyś z nią zerwać. Nie jest on najlepszym sposobem na zerwanie, ale skoro aż tak cię wkurza to możemy to zrobić.
- Jaki?
- Wejdziesz do jej domu napiszesz na kartce, że musicie zerwać czy coś podobnego i tyle.
- Czemu ja na to nie wpadłem?
- Bo przecież wiadomo, że to ja jestem od ciebie mądrzejszy. - zaśmialiśmy się i wróciliśmy do gry.
~Laura
Padnięta weszłam do domu gdzie zastałam Venessę. Postawiłam torby wypełnione różnymi produktami spożywczymi w kuchni i usiadłam obok niej na kanapie.
- I co, jak casting? - zapytałam.
- Nie dostałam się. - odparła obojętnie i wróciła do przeglądania jakiegoś czasopisma.
- Ej, nie przejmuj się. Nie wiedzą, co stracili. - uśmiechnęłam się lekko.
- Żartowałam! Przeszłam! Mam tę rolę! -  brunetka momentalnie wstała z kanapy i zaczęła skakać z radości. Zaśmiałam się i dołączyłam do niej. Cieszyłam się, że moja siostra spełniła swoje największe marzenie.
- Gratuluję! - przytuliłam ją. - Kiedy zaczynacie nagrywać?
- Jutro. Muszę wstać o piątej rano!
- Uroki bycia aktorką. - zaśmiałam się.
- Okey, koniec o mnie. Teraz mów jak tam u ciebie, w nowej pracy.
- Bardzo fajnie. - uśmiechnęłam się. - Tylko jakiś blondyn myślał dzisiaj, że mnie zna i że niby się przyjaźniliśmy, no i nie wiem skąd znał moje imię. - gdy o tym powiedziałam Vance od razu zszedł uśmiech z twarzy.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Em... nie, nie nic takiego. A wiesz jak wyglądał? - odparła jakoś dziwnie zmieszana.
- Nie przyglądałam mu się zbytnio, ale zapamiętałam, że miał brązowe oczy i właśnie blond włosy. Znasz go?
- Nie, nie znam go. - odpowiedziała i szybko wstała z kanapy. Po chwili widziałam ją już przy drzwiach.
- Wrócę niedługo! - krzyknęła.
- Poczekaj! Gdzie idziesz? - niestety dziewczyna mnie już nie słyszała. Ciekawiło mnie czemu tak zareagowała, gdy opowiedziałam jej o tym chłopaku i gdzie pobiegła. Zastanawiałam się o co chodziło. Może znała go kiedyś? Ale w sumie jeśli nawet, by go znała to nie zachowywałaby się tak dziwnie. Westchnęłam. Muszę się dowiedzieć co ukrywa przede mną Vanessa. Teraz jednak czekały na mnie torby z zakupami do rozpakowania. Niechętnie poszłam do kuchni i zaczęłam porządkować produkty.
~ Vanessa
Szybko idąc kierowałam się w stronę domu Alexy. Po wypadku Laury obie postanowiłyśmy, że gdy kiedyś pojawią się Lynchowie nie powiemy im prawdy oraz nie będziemy starać się, by Lau ich sobie przypomniała. Wiem, że nie był to najlepszy pomysł, wiem, że powinnyśmy powiedzieć jej, że miała jeszcze innych przyjaciół oprócz Alexy, ale nie zrobiłyśmy tego. Po prostu widziałyśmy, jak moja siostra cierpiała, gdy straciła kontakt z Rossem i jego rodziną. Starała się do nich dodzwonić, ale nic, ciągle albo odrzucali połączenie, albo była poczta głosowa. Jak ja próbowałam się z nimi skontaktować było tak samo. Prawda, mi też ich bardzo brakowało, ale musiałam być silna, dla Laury. Z Al myślałyśmy, że już nie zobaczymy tej czwórki. Byłyśmy głupie, bo przecież wiadomo, że prędzej, czy później, by tu wrócili, a skoro tak się stało to nie możemy pozwolić, aby poznali prawdę. Powiemy im, jednak nie teraz, dla dobra Lau. Nie chcę, żeby wróciły jej te wszystkie, niemiłe wspomnienia.
Wpadłam zdyszana na klatkę schodową. Spojrzałam w górę i dopiero teraz przypomniało mi się, że brunetka mieszka na ostatnim piętrze dość wysokiego wieżowca. Byłam już zmęczona i nie miałam ochoty wchodzić po tylu schodach. W końcu jakoś się po nich wgramoliłam i zapukałam do drzwi. Po chwili ukazała się w nich Alexa, spojrzała na mnie i pokazała gestem ręki żebym weszła. Tak też zrobiłam.
- Cześć, coś się stało, że przyszłaś? - zapytała i wzięła gryza trzymanego w ręku jabłka.
- Tak... Lynchowie i Ell wrócili.
- Co?!
- Dzisiaj Laura powiedziała mi, że wczoraj do kawiarni, w której pracuje wszedł wysoki blondyn z brązowymi oczami, znał jej imię i uważał, że są przyjaciółmi.
- Ale przecież mogli przyjechać tylko na chwilkę i zaraz wrócą do NY.
- Uwierz, chciałabym, aby tak było, ale znam Rossa już trochę i on nie odpuszcza tak łatwo i na pewno będzie chciał się dowiedzieć czemu Laura nie poznała go, bo skoro się spotkali tą wątpię, że magicznie sobie wszystko przypomniała.
- A jednak musimy to zrobić. - westchnęła. Alexa tak samo jak ja nie chciała nikogo okłamywać i wierzyła, że jednak nie będzie musiała tego robić, a teraz wszystko się pokomplikowało.
- Ja też tego nie chcę. - powiedziałam.
- Co my powiemy, gdy Ross lub, co gorsza reszta, zacznie nas o wszystko wypytywać? Albo co powiemy Lau kiedy domyśli się, że coś przed nią ukrywamy? - zapytała.
- Im powiemy na przykład, że Laura wciąż jest na nich zła i udaje, a jeśli o nią chodzi to musimy coś wykombinować, jak najszybciej.
                                                                        ~~~
Do domu wróciłam około godziny osiemnastej. Gdy tylko weszłam do salonu zastałam Laurę, która stała i patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Jak się domyślam pewnie chciała, abym wyjaśniła jej to moje nagłe wybiegnięcie z domu.
- Emm... No hej. - przywitałam się.
- Możesz mi wyjaśnić czemu tak dziwnie się zachowywałaś?
- Wiesz... wszystko ci opowiem, ale jutro, bo dzisiaj jestem wykończona i... i chciałabym już iść do pokoju, odpocząć. - odparłam, licząc, że uda mi się uciec, chociaż dzisiaj od wyjaśnień.
- Okey, niech ci będzie. - gdy to powiedziała poczułam ulgę i szybko wbiegłam na górę do swojego pokoju. Muszę wymyślić, co mam jej powiedzieć, ale mam nadzieję, że do jutra zapomni o tym wszystkim.
~ Rydel
- Może ktoś, by mi pomógł, co! - zawołałam w głąb domu. Dzisiaj przyjeżdżają rodzice, a mojemu kochanemu rodzeństwu nie chce się podnieść swoich czterech liter z kanapy i przejść paru kroków, aby pomóc mi nakryć do stołu. Czemu nie mogłam mieć siostry? Eh, a teraz muszę mieszkać pod jednym dachem z czterema chłopakami. Ich to nawet na kilka godzin nie można zostawić samych, bo zdemolują cały dom.
- No, czy ktoś z was raczy się w końcu ruszyć?! - I ponowne krzyknięcie wydobyło się z moich ust, ale znowu nie przyniosło żadnych skutków. Chciałam przygotować coś naprawdę fajnego ponieważ nasi rodzice wracają tylko na kilka dni, a potem nie będziemy widywali się zbyt często, dlatego że muszą wracać do swoich obowiązków. Zostali w Nowym Yorku i każde z nich ma tam pracę. Tata znalazł nowe zatrudnienie w dość sporej korporacji, a mam została w swoim starym sklepie ogrodniczym.
- Chłopcy, no! - Ja zaraz z nimi zwariuję!
- Ryd możesz tak nie krzyczeć? - usłyszałam odpowiedź Rika. Coraz częściej mam wątpliwości, czy on na pewno powinien być z nasz najstarszy. - A więc tego chcecie. - powiedziałam w myślach.
- Jeśli za chwilę się tu nie znajdziecie to żelki Rockliffa wylądują w śmietniku, ulubioną koszulę Rikera oddam biednym, a gitarę Rossa dam pobliskiej szkole! - teraz nie musiałam długo czekać na chłopaków, w zaskakującym tempie znaleźli się w kuchni, a stamtąd z talerzami i sztućcami w rękach wbiegali do jadalni. Takim właśnie sposobem w ciągu kilkunastu minut stół był już nakryty i pozostało tylko czekać na rodziców.
- Czemu nie wpadłam na ten pomysł wcześniej. - zaśmiałam się widząc zdyszanych chłopaków siedzących na kanapie.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - odparł Ell.
- Już sobie posiedzieliście, a teraz marsz się przebierać!
- Jeszcze chwilę... - stęknęli.
- Macie iść teraz, bo wiecie co zrobię!
- Em, a tak, tak, bo jeszcze muszę posprzątać w pokoju/umyć się/ poprawić włosy/ja to samo co Ross/ogarnąć na dole! - mówili jeden przez drugiego. Zaśmiałam się tylko i sama podreptałam do mojego pokoju przygotować się.
                                                                      ~~~
- Otworzę! - krzyknęłam, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Szybko je otworzyłam i uściskałam stojących w nich rodziców.
- Wchodźcie! - zaprosiłam ich do środka. Przywitali się jeszcze z Rockym, Rossem, Rikerem i Ellingtonem i zajęli swoje miejsca przy stole.
- Nie męczą cię twoi bracia za bardzo, Rydel? - mój tata zapytał mnie biorąc łyka soku.
- Mhm... - mruknęłam.
- Jest aż tak źle, kochanie? - Mama również zadała pytanie, a gdy przytaknęłam głową wraz z tatą spojrzeli na dwójkę blondynów i brunetów ze złością.
- Macie słuchać Rydel. - Mark pogroził im palcem. Odkąd wszyscy zaprzyjaźniliśmy się z Ellem, jego rodzina wyjechała do Angii i odkąd założyliśmy zespół rodzice zaczęli traktować bruneta jak członka rodziny przez co, gdy przeskrobali coś z Rockym jemu też się dostawało. Cieszyłam się, że traktują go jak mojego kolejnego brata, ale mimo wszystko wolę go jako przyjaciela, chociaż teraz zna go już cała nasza rodzina, ta dalsza i ta bliższa.
Dalej cała kolacja zeszła nam już w bardzo miłej atmosferze. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy i rozmawialiśmy. Właśnie takie, wspólne chwile z bliskimi uwielbiam.
~~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Jak tam u Was przed ostatnim dniem w szkole? U mnie całkiem okey ^^ Jutro idę do kina, a potem na lody z klasą, więc tak naprawdę dzisiaj miałam ostatni dzień.
Natomiast jeśli chodzi o rozdział to zupełnie mi nie wyszedł, zarówno końcówka, którą pisałam dzisiaj na plastyce, bo jak wspominałam nie miałam żadnego pomysłu, jak i cała reszta ;-; Chciałabym już dojść do rozdziału, w którym Lynchowie się o wszystkim dowiedzą, bo te pierwsze rozdziały jakoś w ogóle mi nie wychodzą. Ale jeszcze nie zdradzę kiedy to wszystko będzie hyhyhy xd
No właśnie! Jeszcze jedna sprawa! Dziękuję wszystkim osóbkom za komentowanie mimo, że ja nie potrafię się wyrobić z czytaniem i komentowaniem ich rozdziałów oraz prosić, aby komentowali też inni, którzy czytają moje rozdziały, bo to naprawdę bardzo miłe widzieć chociaż ten krótki komentarz typu: "Wspaniały rozdział, czekam na next" tak samo czytać te dłuższe, to naprawdę motywuje mnie do pisania C:
To ja już lecę i do zobaczenia za tydzień, w środę miśki!
Bye! :3


                            

środa, 17 czerwca 2015

One Shot - "Bo nadzieja zawsze umiera ostatnia

Pewna brunetka przechadzała się uliczkami gwarnego Londynu. W jej głowie coraz częściej pojawiały się myśli samobójcze. Czemu? Odpowiedź jest prosta. Laura, bo tak ma na imię nasza bohaterka po prostu nie dawała sobie rady z dotychczasowymi problemami. To wszystko ją przerastało. Czuła się jakby śmierć siostry i rozpad rodziny było jej winą. Pomyśleć, że jeszcze rok temu miała normalny dom, przyjaciół. Teraz została z ojcem alkoholikiem. Starała się, próbowała naprawić swoją rodzinę i mimo, że jej też było ciężko, nie poddawała się, walczyła. Aż do dnia, gdy wracając do domu na stole ujrzała list od swojej matki. Pisała, że chce zacząć wszystko od nowa, że ta cała sytuacja ją przerasta i to był kolejny cios dla brunetki. Jej własna matka miała ją gdzieś, wolała uciec od poblemów niż stawić im czoła. W rok zawalił się cały świat dziewczyny. Teraz wszystko było jej już obojętne. Różowe okulary zamieniła na szare, a przez to cały świat wydaje jej się ciemny, mroczny.
Podążała w kierunku cmentarza. To tam chodziła właściwie codziennie. Gdy znalazła się w tym ponurym miejscu szybko odnalazła grób Vanessy - jej siostry. Tak bardzo chciała ją teraz zobaczyć, przytulić się i wypłakać. Laurze brakowało tego uśmiechu, który witał ją rano, wspólnych siostrzanych wygłupów. Tęskniła za nią.
Na grobie postawiła mały, czerwony znicz i bukiet białych róż. To były ulubione kwiaty Vanessy. Brunetce przypomniał się dzień wypadku. Na dworzu była zima, a ulice były strasznie śliskie. Przypomniało jej się jak na pożegnanie mówiła "Jedź ostrożnie, widzimy się wieczorem" już nigdy więcej jej nie zobaczyła. Żałowała, że nie zdążyła się nawet z nią pożegnać. Dziewczyna zmarła na miejscu. Jakiś pijany idiota zajechał jej drogę, a ona straciła panowanie nad samochodem. Latem lub wiosną może jeszcze, by się uratowała, ale w zimę, przy takiej pogodzie nie miała szans. Do tego dochodziły jeszcze słowa policjanta, gdy dzwonił do rodziców Laury - "Państwo Marano? Przykro nam, Wasza córka nie żyje"
Na samo wspomnienie tego dnia, tych słów oczy brunetki zaszkliły się, a po chwili łzy, mieszające się z kroplami deszczu zaczęły spływać po bladych policzka dziewczyny.
Usiadła na drewnianej ławeczce obok nagrobka i wciąż płacząc przejechała palcem po zdjęciu przedstawiającym uśmiechniętą Vanessę. Postała jeszcze chwilę po czym udała się w drogę powrotną do domu. Nie miała ochoty tam wracać. Znowu ujrzałaby pijanego ojca leżącego na dywanie. Ten widok sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej. Nie dała rady wyciągnąć go z nałogu, nie udało jej się. Spieprzyła wszystko. Gdy szła wąską, polną dróżką zobaczyła jadący w oddali samochód. Bez większego namysłu stanęła naśrodku drogi. Chciała być tam, na górze ze swoją siostrą. Chciała uwolnić się od tego życia. Przymknęła oczy i czekała. Słyszała coraz głośniejszy warkot silinika. Samochód był bliżej i bliżej. Nagle można było usłyszeć pisk opon. Laura powoli otworzyła oczy, zobaczyła czarne, sportowe auto stojące kilkadziesiąt centymetrów od niej. Z pojazdu wyszedł wysoki blondyn, ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy i zwykłe trampki tego samego koloru co kurtka. Zdenerwowany podszedł do zszokowanej brunetki.
- Czy ty jesteś normalna?! - krzyknął. - Nie dość, że sama chciałaś się zabić to zabiłabyś jeszcze mnie! - zły przeczesał ręką włosy. Spojrzał na dziewczynę stojącą przed nim. Była przemoczona i blada. Widząc ją jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz. Podszedł kilka kroków bliżej i zapytał:
- Jak masz na imię?
- L...laura. - odparła nieśmiało.
- Może pojedziesz ze mną do domu? Leje deszcz, a aby się stąd wydostać będziesz musiała iść conajmniej dwie godziny.
- Ja... ja nie wiem. - spóściła w dół głowę, miętololąc w ręku kawałek mokrej, czarnej koszulki.
- Oj no weź, nie daj się prosić.
Dziewczyna westchnęła cicho. Domyślała się, że chłopak nie odpuści tak ławto więc postanowiła przystać na jego propozycję.
- Dobrze. - powiedziała cicho. - A mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię?
- Jestem Ross, a teraz chodź. - uśmiechnął się do niej i otworzył drzwi swojego auta, aby brunetka mogła wsiąść. Gdy drzwi zamknęły się w głowie osiemnastolatki pojawiły się obawy. Czy, aby na pewno dobrze zrobiła wsiadając do auta obcego dla niej człowieka? Ross jakby słysząc jej myśli powiedział:
- Nie musisz się bać, nie zrobię ci krzywdy. - uśmiechnął się lekko. Przez całą drogę to właściwie chłopak mówił najwięcej. Opowiadał o swoim rodzeństwie, rodzicach, przyjaciołach. Laura kiwała tylko głową lub odpowiadała pół słówkami. Po godzinie drogi dotarli do dość sporego, białego domu otoczonego wysokim ogrodzeniem. Przekroczyli szarą furtkę i znaleźli się w pięknym miejscu. Obie strony dróżki prowadzącej do drzwi porośnięte były różnymi kwiatami, dalej rozciągały się kolorowe drzewa ponieważ na dworzu panowała już jesień.
Laura była zdenerwowana, bała się poznać rodzinę blondyna, bała się jak ją przyjmą. Nie chciała się narzucać.
- Nie denerwuj się tak. - Ross dodał jej otuchy i włożył klucze do zamka.
- Już jestem! - Blondyn krzyknął w głąb pomieszczenia. Po chwili w korytarzu znalazła się blondwłosa dziewczyna.
- Kto to? - zapytała.
- Rydel to Laura Marano, Laura to Rydel Lynch moja siostra.
- Miło mi. - uśmiechnęła się. - O Boże! Przecież ty jesteś cała mokra! Musisz założyć coś suchego!
- Nie... Ja nie... nie powinnam się tak narzucać.
- Rydel ma rację. Jesteś mokra, a my nie chcemy, abyś się rozchorowała. Poza tym moja siostra ma dużo ubrań. - Ross wtrącił, zdejmując buty.
- Powinnam wrócić do domu... - odparła niepewnie.
- Nawet o tym nie myśl! - Delly złapała Laurę za rękę. - Idziesz ze mną. - pociągnęła ją i szybko udały się do pokoju blondynki. Brunetka właściwie w ogóle się nie odzywała. Mimo, że znała tą dwójkę od niedawna to bała się, że gdy opowie im swoją historię przestaną się z nią spotykać tak, jak robiło to większość osób. Nie chciała stracić nowo poznanych ludzi, którzy mogliby być jej nowymi przyjaciółmi.
- Chodź, spróbujemy ci coś wybrać. - Delly zachęciła Laurę. Dziewczyna wstała i podeszła do blondynki.
- Hm... co powiesz na to? - Ryd wzięła do ręki szarą bluzę i czarne leginsy.
- Może być.
- No to leć do łazienki i się przebieraj!
- Ale to na pewno nie problem?
- Nie. - dziewczyna zaśmiała się. Laura wyszła z łazienki po dziesięciu minutach. Osuszyła włosy i ułożyła mokre ubrania we wskazanym przez Rydel miejscu. Dziewczyny zeszły na dół gdzie znalazły nakrywającego do stołu Ross'a.
- Właśnie trafiłaś na taki zjazd rodzinny. - blondyn uśmiechnął się. - wraca nasz brat ze swoją dziewczyną i przyjacielem z Los Angeles, rodzice oraz moja dziewczyna, Bella.
- Myślę, że jednak nie powinnam zostawać.
- Zostań chociaż na kolacji, nasza rodzina na pewno z chęcią cię pozna no, a potem obiecuję, że odwiedziemy cię do domu. - zapewnił. Brunetka przytaknęła tylko i pomogła chłopakowi rozkładać sztućce. Nie dokońca podobał jej się pomysł zostania tu dłużej, ale polubiła tą dwójkę i chociaż tym chciała się im odwdzięczyć za to, co dla niej zrobili. Po kilkunastu minutach można było usłyszeć pukanie do drzwi. Rydel podniosła się z kanapy i ruszyła otworzyć. Przed nią pojawił się grupka osób, dwie brunetki, blondyn, brunet oraz para w średnim wieku. Radośnie uściskali dziewczynę, a ona zaprowadziła ich do salonu. Wszyscy zdziwili się na widok brunetki siedzącej na sofie. Laura, gdy tylko ich zauważyła podniosła się i niepewnie, każdemu przedstawiła.  Obawy, że nie przyjmą jej najlepiej, nie sprawdziły się ponieważ każdy potraktował ją bardzo miło. No może oprócz Janet, którą udawała uprzejmą, a potem spiorunowała brunetkę wzrokiem, gdy ta się odwróciła. Cała grupka zasiadła wspólnie do stołu. Czas upłynął im w przyjemnej atmosferze. Po zjedzeniu posiłku każdy zajął się czymś, państwo Lynch poszli do swojego pokoju, Riker, drugi blondyn, starszy brat Ross'a wraz ze swoją dziewczyną poszedł na spacer, Ellington, który przyjechał z Rik'iem zajęty był rozmową z Rydel, a Janet poszła na małe zakupy. Laura natomiast właśnie kończyła pomagać Ross'owi w sprzątaniu.
- To co, odwieźć cię do domu? - zapytał.
- Jeśli to nie problem.
- No pewnie, że nie!
- Okey, sprawdzę tylko czy moje ubrania już wyschły.
- Przecież możesz zatrzymać moje. - do kuchni weszła uśmiechnięta Rydel. - Swoje zabierzesz przy okazji.
- Dziękuję. - Laura posłał Delly nieśmiały uśmiech.
- Nie ma za co, ale wpadaj do nas częściej.
- Spróbuję. - blondynka podeszła do Lau i przytuliła ją na pożegnanie. Dziewczynę zaskoczył jej gest, ale odwzajemniła go. Tak dawno nikt jej nie przytulił, Laurze bardzo tego brakowało. Teraz zobaczyła, że naprawdę ktoś ją polubił. Obie pomachały sobie jeszcze i brunetka zniknęła w samochodzie Ross'a. Szybko znaleźli się na miejscu. Chłopaka zdziwiło to, gdzie byli. Była to mała, stara i zaniedbana kamienica w strasznym stanie. Zdawało się, że lada chwila cała ta konstrukcja się zawali.
- Naprawdę tu mieszkasz? - zapytał z niedowierzaniem wyłączając silnik w aucie.
- Tak. - odparła obojętnie. Nie chciała okazywać swoich emocji, bo wtedy musiałaby pewnie opowiedzieć całą historię, lub kłamać, a nie chciała tego robić chociaż to drugie zrobiła już raz przy stole.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - odparła po chwili ciszy.
- Zaczekaj! - blondyn zatrzymał ją. - Podasz mi może swój numer.
- Wyślę ci potem sms-em, bo mam twój numer od Rydel.
- Okey. - westchnął. - Cześć.
- Cześć i dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co. - pomachali sobie i każdy udał się w swoją stronę. Laura weszła do swojego mieszkania. Jak zwykle panował tam straszny bałagan. Wszędzie porozrzucane były puste butelki po alkoholu. Ojca natomiast nie było. - Pewnie znowu szwęda się po mieście albo pije w jakimś klubie. Tak bardzo chciałabym wyciągnąć go z tego nałogu, ale nie mam pojęcia jak, wypróbowałam chyba już wszystkie sposoby. - pomyślała i w jednej chwili posmutniała. Ta świadomość, że nie dała rady coraz bardziej ją przygnębiała. Położyła swoje rzeczy i zabrała się za sprzątanie. Ta czynność zeszła jej do bardzo późna. Gdy zerknęła na zegarek była już dwudziesta trzecia. Dopiero po wejściu do swojego pokoju przypomniała sobie, że miała wysłać do Ross'a sms-a. Po wykonaniu tego zasłnęła, mając nadzieję, że jej życie po poznaniu rodziny Lynch nabierze chociaż trochę barw. Nie wiedziała jednak, że los szykuje dla niej jeszcze pare innych, nie miłych niespodzianek, które staną na drodze do jej szczęścia...

~~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Zacznę od tego, że jeśli chcecie mnie czymś uderzyć to proszę bardzo, naprawdę pozwalam. Wiem, wiem, wiem wszystko miało wyglądać inaczej. Gdzieś w piątek czy sobotę miał być OS, a w środę rozdział, a teraz bum i rozdział będzie w przyszłym tygodniu. Chociaż cały właściwie jest już napisany to nie mam jeszcze końcówki, na którą w ogóle nie mam pomysłu. No w ogóle, no! Jak pewnie zauważyliście One Shot będzie podzielony na części. Nie wiem jeszcze czy tylko na dwie, czy może na trzy, ale będzie. A prezentuje się to tak, że w następną środę rozdział, a potem OS, tak na przemian (nie cały czas oczywiście xd) Pokomplikowałam wszystko i zdaję sobie z tego sprawę, ale ja zawsze coś komplikuję, jak to ja ;-; Mam chociaż nadzieję, że spodoba Wam się ta część OS'a i następne C:
To widzimy się za tydzień ^^
Do napisania!
Bye :3

wtorek, 9 czerwca 2015

Notka!

Hello żelki! Chciałabym Was poinformować, że dzisiaj nie pojawi się rozdział. Czemu? Po prostu w tym tygodniu miałam mnóstwo spraw osobistych i jeszcze poprawy ocen w szkole. Nawet w te cztery wolne dni nie udało mi się nic nabazgrać. Co prawda mogłabym spróbować napisać coś wczoraj i przedwczoraj, ale uznałam, że wolę zrobić to na spokojnie, a nie w pośpiechu. Jeśli mi się uda to dodam w tym tygodniu One Shota C: Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i poczekacie :D
Chciałabym jeszcze przeprosić, że nie komentuję ostatnio Waszych rozdziałów postaram się to nadrobić.
A więc pa pa :3

Ps. Kto tak jak ja cieszy się na przyjazd R5 do Polski i kto jedzie? Ja wciąż namawiam rodziców, ale myślę, że uda mi się ich przekonać.
Ps 2. Spokojnie, już niedługo założę GG. Może nawet w tym tygodniu ^^

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 3 - "Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nie przypominam sobie żebyśmy się w ogóle znali, a co dopiero przyjaźnili. "

Dedykacja dla EmiDemi Raura ^^

~ Maia
Reżyser już od godziny w kółko powtarzał to samo, a mianowicie tłumaczył nam, co i jak mamy robić. Rozumiem powiedzieć to raz czy dwa, ale nie dziesięć! Nie jesteśmy przecież małymi dziećmi. Z racji tego, że bałam się, iż zaraz zasnę tu na stojąco chciałam przerwać mężczyźnie, który właśnie kończył mówić nam ile mamy czasu na przebieranie się, czy jak ważne jest to, by nie przyjść na plan spóźnionym i inne takie mało istotne, przynajmniej dla mnie, rzeczy. Gdy miałam zabrać głos wyprzedziła mnie jakaś rudowłosa dziewczyna, która właśnie weszła do pomieszczenia. Co prawda nie poprosiła Stevena, bo tak miał na imię o to, aby zakończył już swoją przemowę, ale szepnęła mu coś na ucho o jakiejś ważnej sprawie, a on rzucając tylko szybko, że to byłoby na tyle i że możemy już iść do domów podążył śladem dziewczyny i zniknął za drzwiami. Po jego odejściu porozmawiałam jeszcze chwilę z innymi osobami z planu i wyszłam ze studia. Z Lynchami miałam się spotkać dopiero za dwie godziny, ale stęskniłam się już za nimi więc chcąc zrobić im niespodziankę postanowiłam przyjść trochę wcześniej. To dziwne, jak człowiekowi może brakować przyjaciół, gdy nie widział ich niecałe dwa tygodnie. Na dworzu padał deszcz. Jeszcze niedawno na niebie wznosiło się słońce, nie mając obok siebie nawet jednej chmurki. Założyłam kaptur mojej bluzy i pośpiesznie ruszyłam na przystanek autobusowy. Nie czekałam długo, bo pojazd dojechał kilka minut później. Po zajęciu miejsca mój wzrok przykuł brunet siędzący kilka siedzeń przede mną. - Ashton. - pomyślałam. Mimo, że Ash był moim przyrodnim bratem szczerze go nienawidziłam. Jeszcze niedawno w ogóle nie obchodziło nas to, że nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem i spędzaliśmy każdą wolną chwilę razem. Dopóki nie pojawił się Ross. Ash uznał go za nieodpowiedniego dla mnie chłopaka. Robił mi awantury o to, że mam się z nim nie spotykać. Do tej pory nie rozumiem o co mu chodziło przecież nie znał Ross'a i nic o nim nie wiedział, a jednak ubzdurał sobie coś. Miarka przebrała się, gdy naopowiadał rodzicom, że blondyn ukradł z naszego domu cenne przedmioty po babci mojej mamy, a tak naprawdę sam to wszystko upozorował. Wracając tutaj liczyłam się z tym, że idąc ulicą mogę go spotkać, bo przyjechał tu zaraz po naszej ostatniej kłótni, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Jeszcze mocniej naciągnęłam kaptur na głowę. Włożyłam do uszu słuchawki i czekałam aż chłopak wysiądzie. Wiem, że mogłam z nim porozmawiać, spróbować mu wybaczyć, ale na chwilę obecną nie miałam ochoty go widzieć, ani tym bardziej słuchać jego wyjaśnień. Na moje szczęście chłopak opuścił autobus już na następnym przystanku. Dalej moja podróż przebiegła spokojnie. Szybko doszłam do dużego domu moich przyjaciół i zapukałam. Po chwili w drzwiach pojawiła się blondynka.
- Maia! - dziewczyna dosłownie rzuciła się na mnie, prawie przewracając.
- Ryd... du...sisz.
- O tak, tak, przepraszam. - puściła mnie i weszłyśmy do domu.
- Jak widzisz jest tu taki, trochę bałagan, ale nie myślałam, że będziesz tak szybko.
- Nie mogłam się doczekać aż was spotkam dlatego jestem tak wcześnie, ale mogę pomóc ci sprzątać. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma mowy! - krzyknęła. - Jesteś gościem i zabraniam ci tego!
- Okey, okey. - zaśmiałam się. Delly nigdy nie lubiła, gdy ktoś, kto był gościem pomagał jej sprzątać, nawet jeśli był to bliski przyjaciel.
- A gdzie wywiało chłopaków? - zapytałam i usiadłam na kanapie.
- W różne miejsca. Ross'a do cukierni, Riker'a po gitarę, a przed chwilą dzwonił do mnie szef sklepu z żelkami i powiedział, że Rocky i Ell muszą pracować tam przez trzy godziny, bo wywołali wojnę. - odparła, zamiatając podłogę, a ja wybuchnęłam śmiechem. No po prostu uwielbiam tych idiotów!
- Serio? I ty nie jesteś na nich zła? - z moich ust wyleciało kolejne pytanie.
- Wyjątkowo nie. Gdybym musiała znów płacić komuś pieniądze to już leżeli, by pod ziemią, ale na szczęście muszą tylko to odpracować. - blondynka przysiadła się do mnie, a już po chwili rozpoczęłyśmy żywą rozmowę.

 ~Narrator
W czasie, gdy dwie przyjaciółki zajęte były rozmową, Ross chodził po całym Los Angeles w poszukiwaniu cukierni. Na początku szedł dobrą drogą, ale przez chwilę nieuwagi skręcił w złą stronę przez co teraz już od godziny błąkał się po ulicach L.A. W końcu miał dość ciągłego błądzenia. Wstąpił więc do jednej z pobliskich kawiarenek. Wszedł do ujrzanego wcześniej miejsca i od razu skierował się do lady, za którą dostrzegł wycierającą blat brunetkę.
- Przeraszam. - powiedział, zwracając tym samym uwagę dziewczyny na siebie. Gdy uniosła ona swoją głowę, chłopak skamieniał. Przed nim stała osoba, którą zostawił trzy lata temu, z którą zerwał kontakt, bo ważniejsza była dla niego kariera, rozwijający się zespół, za którą tęskił i o której zapomniał szybko zastępując ją kimś innym. A teraz mógł ją zobaczyć. Znowu ujrzeć jej brązowe włosy, czekoladowe, pełne blasku oczy i zawsze szczery, promienny uśmiech. W jednej chwili serce blondyna podskoczyło do góry, nie ze strachu tylko z radości, natomiast wszystkie wspomnienia, które skryte były gdzieś na dnie jego serca powróciły ze zdwojoną siłą. Zarówno te radosne jak i smutne. Był po prostu ogromnie szczęśliwy.
- Proszę pana, halo. - Laura szturchnęła go za ramię i dopiero po tym geście Ross ocknął się.
- Laura. - powiedział jakby do siebie jednak na tyle głośno, aby brunetka mogła go usłyszeć.
- Tak, ale skąd my się znamy? - zapytała.
- Jak to? Nie pamiętasz? Przyjaźniliśmy się. - odparł zdziwiony zachowaniem dziewczyny.
- Musiał mnie pan z kimś pomylić. Nie przypominam sobie żebyśmy się w ogóle znali, a co dopiero przyjaźnili. - to zdanie było dla Ross'a jak nóż w serce. Co prawda nie spodziewał się, że brunetka od razu rzuci się mu w ramiona, ani wybaczy, ale nie potrafił uwierzyć, aby mogła powiedzieć coś takiego. Odwrócił się i zauważył sporą kolejkę, która stała za nim. Nie chciał więc drążyć tego tematu tutaj, ale przysiągł sobie, że dowie się co działo się przez te trzy lata.
- Ma pani rację. Musiałem panią z kimś pomylić. Przepraszam.
- Nic się nie stało, spokojnie, każdemu może się zdarzyć. - dziewczyna posłała chłopakowi uśmiech. - To co, pomóc w czymś?
- Szukam tego adresu. - położył na blacie zapisany kawałek papieru.
- Cukiernia "Heaven", tak? Musi pan iść prosto, potem na pierwszym skręcie skręcić w prawo i dalej prosto.
- Dziękuję za pomoc. - powiedział i odszedł szybko mijając się ze złowrogimi spojrzeniami stojących w kolejce osób.
                          ~~~
Do cukierni Ross doszedł już bez najmniejszego problemu, a potem również bez żadnych "przygód" dotarł do domu. Gdy zobaczył tam Maię na jego twarzy wymalował się uśmiech, a już po chwili oboje znaleźli się w swoich ramionach.
- No wiesz co, a nas to już nie przytulisz. - z salonu odezwali się dwaj bruneci, którzy wrócili chwilę temu. Blondyn z rozbawieniem przewrócił oczami i usiadł na kanapie. Całą resztę dnia spędzili na rozmawianiu, śmianiu się i wygłupianiu. Każdy chciał spędzić ten czas jak najlepiej. Jednak w głowie najmłodszego z rodzeństwa wciąż siedziała jedna osoba - Laura. Nie wiedział czy ma powiedzieć o wszystkim Rydel, Rocky'emu, Riker'owi, Ell'owi, Mai. Może najpierw powinien dowiedzieć się o co chodzi? Czy Laura tylko udaje? Czy naprawdę z jej ust mogłyby wypłynąć tak raniące go słowa? Chciał jak najszybciej poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania, bo nie mógł jakoś przyjąć tego, że Laura mogłaby udawać.
- Ross, co ty taki zamyślony? - siedząca obok niego Maia zapytała go szepcząc i lekko szturchnęła w bok.
- A nic ważnego. - skłamał. Uznał, że powie im kiedy indziej, przy innej okazji.
Dalej starał się już włączyć w rozmowę co teraz nie było dla niego łatwe. Nie chciał jednak budzić podejrzeń, co wiązało się z mnóstwem pytań od jego rodziny dlatego musiał jakoś skupić się na rozmowie, którą zajęci byli jego bliscy. Rozmawiali na przyjemne dla chłopaka tematy więc, mimo początkowego problemu, jakoś "wplątał się" do tej konwersacji.
~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Jak widzicie ten rozdział jest trochę dłuższy C:
No i nasza Raura się spotkała!
Ale, ale, ale nie będzie tak łatwo. Jeszcze trochę poczekacie zanim Ross i Laura będą parą heheh :D
Ja już lecę, bo koleżanki mi żyć nie dają xD
Do napisania!

                              christmas animated GIF
created by Violette