środa, 22 lipca 2015

Rozdział 7 - "Rydel, błagam! Tylko nie to!"

~ Rydel
Ciepłe promienie słoneczne powoli wdzierały się do mojego pokoju przez niezasłonięte okno. W tym momencie skarciłam się w myślach, że znowu zapomniałam zasunąć roletę. Jęknęłam cicho, gdy wpadające światło zaczęło razić mnie w oczy i nakrywając się kołdrą pod sam czubek głowy, przekręciłam się na drugi bok. Dzięki temu pewnie spałabym sobie jeszcze dłużej, ale tym razem to mój ukochany budzik mi na to nie pozwolił. Westchnęłam i leniwie opuściłam swoje wygodne łóżko, do którego z ogromną chęcią bym teraz wróciła. Swoje kroki skierowałam do dość dużej szafy, z której po około dwudziestominutowym namyśle wybrałam jasnobłękitną spódniczkę i białą koszulkę, po czym weszłam do łazienki, gdzie wykonałam wszystkie poranne czynności i założyłam na siebie wybrany komplet. Uznałam, że włosy pozostawię rozpuszczone. Szybko zbiegłam na dół po drewnianych schodach, wcześniej przeglądając się jeszcze raz w lustrze. W salonie zastałam całkowitą ciszę. O Boże! Jak ja ją uwielbiam! No bo w sumie, to nie oszukujmy się, w tym domu jest ona bardzo rzadką rzeczą. Nie główkowałam nad tym, co robią chłopcy. Byłam głodna, więc czym prędzej pognałam do lodówki i otworzyłam ją lecz niestety, świeciła ona pustkami. Nie było w niej nic, dosłownie. Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że trzeba wybrać się na zakupy, z czego nie byłam zbyt zadowolona. Nie to, że nie lubię zakupów, ale zdecydowanie jestem typem osoby, która woli kupować ubrania niż produkty spożywcze. Wzięłam jakiś niewielki skrawek papieru, na którym napisałam, że wybrałam się do sklepu. Przyczepiłam go magnesem do lodówki i ruszyłam do mojego pokoju po portfel i telefon, a następnie powędrowałam do przedpokoju, gdzie po znalezieniu mojej torebki wrzuciłam do niej dwa wcześniej wymienione przedmioty oraz kilka innych drobiazgów. Starannie zamknęłam drzwi i skierowałam się do mojego srebrnego samochodu. Odpaliłam silnik i ruszyłam.
Droga nie trwała długo, bo po około dziesięciu minutach dotarłam do supermarketu. Zaparkowałam auto i udałam się do drzwi wejściowych. Wszędzie było naprawdę tłoczno. Gdzie się obejrzałeś, dostrzegałeś mnóstwo ludzi spacerujących z wózkami po poszczególnych alejkach. Ja również wzięłam koszyk, a w głowie zaczęłam układać sobie, co mam kupić. Najpierw poszłam po nabiał, potem po owoce i warzywa, a następnie po pieczywo oraz resztę innych produktów. Ostatnie były słodycze. Ell i Rocky chyba cały dzień jęczeliby, że nie ma nic słodkiego. Powoli, od góry do dołu przeglądałam półki w poszukiwaniu żelków czy czegoś innego. Nagle mój wzrok przykuła szczupła brunetka przechodząca dość blisko mnie. Byłam prawie pewna, że była to Vanessa. Co prawda nie widziałam jej trzy lata, ale potrafiłam ją jeszcze rozpoznać. Około dwóch tygodni po naszym wyjeździe rozmawiałyśmy tylko przez telefon, a potem nasz kontakt urwał się. Żałuję, że na to pozwoliłam. Cały czas poświęciłam zespołowi, przez co kompletnie zapomniałam o przyjaciółkach, które tam w Los Angeles, czekały na jakikolwiek znak życia od nas. Gdy dzwoniły zazwyczaj musiałam odrzucać połączenie, bo akurat trwała próba lub mieliśmy nagrywać jakąś piosenkę. A potem zapominałam oddzwonić. Cieszę się z tego, że staliśmy się tacy popularni, ale zawsze, przez czas naszej nieobecności brakowało mi spędzania czasu z Laurą i Vanessą. Przyjrzałam się jeszcze raz dziewczynie, która teraz stała do mnie tyłem. Najwyraźniej w ogóle mnie nie zauważyła. Siostry Marano znałam od dziecka dlatego tylko niewielkie wątpliwości, że to mogła nie być ona zaprzątały moją głowę. Chciałam do niej podejść. Wiem, że może nie był to najlepszy pomysł po tym jak się ostatnio zachowywałam, ale musiałam z nią chociaż porozmawiać. Jednak jak na złość zadzwonił mój telefon, a dziewczyna słysząc dźwięk, odwróciła się tym samym mnie zauważając. Tak, teraz byłam już pewna, że to była Van. Widząc mnie stała się jakoś dziwnie zdenerwowana, uśmiechnęłam się do niej lekko, ale ona nie odwzajemniła tego gestu tylko szybko odwróciła się i odeszła. Westchnęłam cicho i przypomniałam sobie o dzwoniącym w mojej torebce telefonie. Wyjęłam urządzenie, a następnie przejechałem palcem po dotykowym ekranie, odbierając połączenie.
- Rydel! Boże, jak dobrze, że odebrałaś! - usłyszałam krzyk Rikera.
- Co się stało? - zapytałam, kierując się do kasy.
- Rocky i Ell biegają za Rossem z moją nową gitarą w ręku, bo dowiedzieli się, że wczoraj ukrył przed nimi żelki - on chyba również biegł za chłopakami, ponieważ słychać było jak dyszał.
- Ech... zaraz będę - powiedziałam, podając kasjerce kilka banknotów i zabierając reklamówki z zakupami.
- Pośpiesz się! - po tym zdaniu słychać już było sygnał oznaczający koniec połączenia. Schowałam telefon z powrotem do torby, a gdy dotarłam do mojego auta, zakupy włożyłam do bagażnika. W szybkim tempie znalazłam się pod domem gdzie słychać już było krzyki dziewczynki z horroru, które najprawdopodobniej należały do Rossa. Wkroczyłam do akcji, i gdy tylko dwójka brunetów przebiegła obok mnie sprawnym ruchem wyrwałam im gitarę. Chłopcy stanęli zdezorientowani, a swój wzrok skierowali na mnie.
- No co? - zapytałam obojętnie, wzruszając ramionami. Spotkanie Van trochę popsuło mi humor. Mimo, że cieszyłam się z tego, to jednak byłam trochę przygnębiona, że nie mogłam z nią porozmawiać. Zerknęłam na Rossa, którego starał się dogonić i zatrzymać Riker, bo chłopak wciąż myślał, że nasz Rockliff go goni oraz na dwójkę brunetów uważnie mi się przyglądających.
- Nie będziesz nas gonić, czy coś w tym stylu? - zapytał Rocky.
- Nie po prostu znowu macie szlaban na żelki - odparłam.
- Co?! - krzyknął Ell. - Rydel, błagam! Tylko nie to!
- No niestety - mruknęłam wymijająco. Podeszłam do samochodu i wyjęłam z niego kilka reklamówek, po czym udałam się do domu. Spojrzałam na zegarek na ścianie, który wskazywał godzinę jedenastą. Trzeba przyznać, wyrobiłam się w całkiem niezłym czasie. Rozpakowałam torby i zrobiłam sobie śniadanie, bo naprawdę byłam bardzo głodna. Do szklanki wlałam jeszcze soku pomarańczowego, a potem zaniosłam przygotowany posiłek do salonu i postawiłam na stoliku obok kanapy. Rodzice znowu wybyli gdzieś ze swoimi znajomymi. Nie mam im tego za złe, bo nam też poświęcają sporo czasu, a jutro wracają już do Nowego Jorku, więc chcą się z nimi pożegnać. Myślami wróciłam do sytuacji z supermarketu. Musiałam jakoś znaleźć Lau lub Van i z nimi porozmawiać. Może udałoby mi się odnowić nasze relacje? Nie wiem, ale bardzo bym tego chciała.

~ Ross
Gdy wreszcie się uspokoiłem i przestałem biec, po tym jak przez prawie pół godziny gonili mnie Rocky i Ellington szybko poleciałem przebrać się i wziąć prysznic. Gdyby nie to, że Rik zadzwonił do Dells pewnie już dawno zostałbym zakopany kilka metrów pod ziemią. Ja rozumiem, Rock i Ell kochają żelki ponad życie i zrobiliby dla nich wszystko, ale no błagam, przecież nawet nie otworzyłem opakowania, a oni jak dowiedzieli się, że to ja je schowałem, chcieli mnie rozszarpać. Chyba naprawdę powinienem namówić Rydel, by wysłała ich na odwyk. Chociaż nie do końca jestem pewny czy istnieje takie coś jak "Ośrodek leczenia uzależnień od żelków i słodyczy", ponieważ to przydałoby im się najbardziej. Kończąc moje przemyślenia, jak torpeda wpadłem do mojego pokoju, wziąłem czyste ubrania, po czym pobiegłem do łazienki. Po niecałych dziesięciu minutach byłem już w pełni gotowy. Dowiedziałem się, że w kawiarni, w której pracuje teraz Laura są już tylko dwie kelnerki i obie pracują na zmianę, a akurat dzisiaj Lau kończy o godzinie czternastej. Zbiegłem na dół i normalnie pewnie śmiałbym się jak opętany widząc, jak mój brat i przyjaciel siedzą grzecznie na krzesłach słuchając Rikera, który właśnie prawił im kazanie o tym, że zachowali się bardzo źle. Blondyn częściej zachowywał się podobnie do dwójki brunetów, ale czasami zdarzały mu się, tak przez nas nazwane "napady odpowiedzialności", a to właśnie był jeden z nich. Tym razem nie zwróciłem na to wszystko większej uwagi i wybiegłem z domu. Nie minęło dużo czasu, a już byłem pod kawiarnią. Przekroczyłem próg drzwi i wzrokiem odnalazłem średniej wielkości ladę. Dzisiaj nie było tu dużego ruchu. Przy stolikach siedziało tylko kilku ludzi. Laura siedziała na obrotowym krześle podobnym do tych, w niektórych klubach i czytała książkę, której tytułu nie potrafiłem odczytać. Najwyraźniej korzystała z okazji, że chwilowo nikt nie chciał niczego zamówić. Podszedłem do dziewczyny i przywitałem się:
- Hej - brunetka uniosła na mnie swoje zdziwione tęczówki, odrywając się od lektury.
- Um... cześć?
- Chciałem pogadać... - powiedziałem niepewnie.
- Ale o czym? Przecież my się nawet nie znamy. - kurczę, czy naprawdę to całe udawanie sprawia jej taką przyjemność?
- Jak to się nie znamy? Ja jestem Ross Lynch, a ty Laura Marano.
- Czekaj, pamiętam cię. Byłeś tu niedawno i pytałeś o adres cukierni "Heaven". Już wtedy zachowywałeś się jakoś tak dziwnie - powiedziała. - W każdym razie i tak widzę cię drugi raz w życiu. - dodała, bacznie mi się przyglądając
- Możesz wreszcie przestać udawać? - westchnąłem zirytowany.
- Ale co miałabym udawać? Naprawdę znam teraz tylko twoje imię, nic więcej o tobie nie wiem.
- Możesz skończyć tą swoją durną gierkę? Nie możemy porozmawiać jak normalni ludzie? - zapytałem zdenerwowany. - Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale proszę, chociaż chwilę.
- Człowieku! - podniosła już trochę głos. - Ile razy mam powtarzać, że cię nie znam? Że wiem tylko jak się nazywasz? Uważasz, że możesz tak po prostu podejść do jakiejś przypadkowej dziewczyny i wciskać jej rzeczy, o których zupełnie nie ma pojęcia? - lekko się uspokoiła. - Może powiedz mi tylko, że ta cała akcja to wymysł twoich kumpli i najlepiej idź sobie. - Laura zignorowała mnie i wyjęła spod lady płyn do mycia różnych powierzchni oraz szmatkę i odeszła ode mnie chcąc wytrzeć wolne stoliki. Nie ukrywam, byłem zdezorientowany jej zachowaniem. Lau nigdy nie potrafiła tak dobrze kłamać, zawsze, gdy tylko ją znałeś, można to było po niej poznać. Najczęściej bawiła się palcami, końcówkami ubrań, mrugała dość szybko lub szybciej oddychała. Teraz wyglądało to jakby mówiła prawdę. Może wcale nie kłamała? Może coś się stało podczas mojej nieobecności? Stop, Ross, nie możesz tak myśleć. Przez te trzy lata Laura wydoroślała i dlatego lepiej opanowała umiejętność niemówienia prawdy. Jednak coś podpowiadało mi, że to wcale nie było kłamstwem. Musiałem ponownie spotkać się z Alexą i jeśli mi się uda to wyciągnąć wszystko, co wie. Inaczej będę musiał dowiedzieć się prawdy sam, co raczej proste nie będzie.
~Laura
Gdy upewniłam się, że ten cały Ross już wyszedł, westchnęłam. Naprawdę, ta cała sytuacja była coraz dziwniejsza. Chłopak, który myśli, że kiedyś się znaliśmy, Vanessa nie mówiąca mi całej prawdy... O co w tym wszystkim chodzi? Czy to jakiś cholerny żart z ich strony? Już całkowicie się w tym pogubiłam. Zupełnie nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Przeczuwałam, że Van zna całą prawdę i musiałam się jakoś wszystkiego dowiedzieć. Po prostu musiałam.
Wycierając ostatni stolik, zerknęłam na zegarek. Wskazywał dwunastą pięćdziesiąt, a do końca zmiany miałam jeszcze ponad godzinę. Wróciłam za ladę, ponieważ właśnie podszedł do niej klient. Przyjęłam jego zamówienie, a po krótkiej chwili zaniosłam je do stolika, przy którym siedział. Przez cały czas nie mogłam się skupić. Myślałam tylko o tym chłopaku. Na szczęście moja szefowa ma dzisiaj wolne, więc nie musiałam martwić się, że usłyszy rozmowę z tym blondynem, i że zobaczy jaka jestem roztargniona.
Gdy wybiła godzina czternasta wreszcie mogłam udać się do domu. Lubiłam tą pracę, ale dzisiaj po prostu nie miałam humoru. Rozpuściłam związane w kucyka włosy, zdjęłam fartuch, który noszą tu kelnerki. Włożyłam go do szafki, zabrałam swoją torebkę i witając się z Chloe, wyszłam z kawiarni idąc spacerkiem w stronę domu. Dzisiejsza pogoda również była bardzo ładna, ale w końcu mamy lato. Słońce świeciło dość mocno jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Po dwudziestu minutach dotarłam do mojego miejsca zamieszkania. Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Vanessy jeszcze nie było, bo z planu miała wrócić o dziewiętnastej. Nie zdążyłam nawet otworzyć lodówki, ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko do nich podeszłam i je otworzyłam. W ogóle nie spodziewałam się osoby, która za nimi stała. Spojrzałam zaskoczona na stojącego przede mną chłopaka. Te same jasnobrązowe włosy i jak zwykle podarte na kolanach rurki. Cały Ashton.
- Co tu robisz? - zapytałam obojętnie. Jakoś nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
- Chciałem pogadać - odparł.
Cholera, co im się dzisiaj wzięło na to rozmawianie? Najpierw ten Ross, teraz Ashton. Po tym wszystkim naprawdę nie chcę z nim gadać.
- Nie uważasz, że nie mamy już o czym? - zapytałam chłodno.
- Lau, proszę...
- Nie Ash. Wyjaśniliśmy sobie już wszystko - powiedziałam stanowczo. - Przepraszam, ale jestem teraz zajęta - dodałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Może nie zachowałam się najlepiej w stosunku do niego, ale jeszcze nie wybaczyłam mu tego, co mi zrobił. Potrzebowałam więcej czasu. Może kiedyś uda mi się to zrobić? Nie wiem, czas pokaże. Na razie musiałam dowiedzieć się, co ukrywa przede mną Van i to, na chwilę obecną było dla mnie najważniejsze.
~~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Jestem totalnie załamana :/ W tamten piątek miałam kupować bilety na koncert R5, a tu bum i już się wyprzedały ;-; Podobno można będzie kupić przed koncertem, ale rodzice powiedzieli, że nie będę mogła, bo będą droższe. Teraz pozostaje mi tylko nadzieja, że przyjadą za rok i bilety nie będą kosztowały np. z 150 zł. Ja to zawsze mam takiego pecha ;-;
Koniec mojego narzekania, muszę jakoś przeżyć, chociaż pewnie najgorzej będzie tego 30 września... Pewnie spędzę ten dzień, a właściwie popołudnie, bo przecież będzie już szkoła, czytając ff i słuchając piosenek R5 :')
Kto już słyszał, że All Night ma aż milion wyświetleń? Jestem z nich cholernie dumna C; Cieszę się, że stają się coraz bardziej popularni ^^
A co do rozdziału to tak wiem, że nie jest on najlepszy, i że jest krótki, ale pisałam go na telefonie i wydawał się być o wiele dłuższy xd
No nic, mam nadzieję, że teraz nie będą już takie krótkie, bo (powtarzam to już chyba z trzeci raz xd) akcja niedługo się rozkręci.
Przy okazji ogromnie Wam dziękuję za siedmiu obserwatorów! Może to nie jest jakaś nie wiadomo jak wielka liczba, a jednak strasznie się cieszę ^^
Prosiłabym tylko, aby więcej osób komentowało, bo to naprawdę motywuje :D
A natomiast jeśli chodzi o GG to z tym mam mały problem, bo raczej chciałam korzystać z niego na telefonie, bo do niego mam większy dostęp, ale nie ściągnę tej aplikacji mając 20 MB pamięci :') Także muszę sobie kupić kartę pamięci i jak coś to Was powiadomię xd
Okay, kończę i do napisania!
Bye! :3




5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział mój jednorożcu :*
    Dzisiaj troszeczkę krócej. Zaraz jadę do lekarza ;-; (Help me)
    Niech to juz sie wyjaśni bo nie wytrzymam i wodogrzmoty na Ciebie naślę xD.
    A tak w ogóle.
    WALCZ O TE BILETY!
    Ja chce Ciebie spotkać na tym koncercie! Szukaj po empikach! Proszę!
    Ja walczę o płytę R5 SLN bo u mnie jest tylko w mp3... (nie wiem czy w ogóle wyszła w CD)
    Błagam na kolanach! A szybciej postaram się odzyskać u mnie rozdział xD (tak to szantaż)
    Czekam na ciąg dalszy :3
    Pozdrawiam,
    Sashy ♫

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Ja też przeżyje załamanie ze nie jadę. Pieprzony transport i Pieprzona szkoła. Jeszcze 3 kl. gimbazy.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Misiu.
    Zaznaczę, że ten rozdział jest niesamowity.
    Biedny Ross... Oni go kiedyś zabiją i zjedzą. Ja to wiem! Ja wiem (i zjem) wszystko!
    Łączę się z Tobą w bólu z powodu nieprzybycia na koncert. Może za rok albo dwa Ci się uda.
    To tyle ode mnie i czekam na nexta :*
    P.S. Przepraszam za spam :(
    Zapraszam na One Shota! http://r5inniinaczej.blogspot.com/2015/07/one-shot-jestes-moim-bohaterem.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział!!!
    Ja też nie jadę na koncert. Witaj w drużynie. Narazie jest ok, ale gdy przyjdzie 30 września będzie się wtedy działo. Zresztą moje szanse na pojechanie na koncert od zawsze były marne, bo do Warszawy mam ogromny kawał drogi, ale najgorsze, że ten dzien wypada w środę.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozzdzial cudowny :)
    Może jezcze pojedziesz niektórzy sprzedają bilety ;).
    Czekam na nexta:)

    OdpowiedzUsuń

created by Violette