środa, 17 czerwca 2015

One Shot - "Bo nadzieja zawsze umiera ostatnia

Pewna brunetka przechadzała się uliczkami gwarnego Londynu. W jej głowie coraz częściej pojawiały się myśli samobójcze. Czemu? Odpowiedź jest prosta. Laura, bo tak ma na imię nasza bohaterka po prostu nie dawała sobie rady z dotychczasowymi problemami. To wszystko ją przerastało. Czuła się jakby śmierć siostry i rozpad rodziny było jej winą. Pomyśleć, że jeszcze rok temu miała normalny dom, przyjaciół. Teraz została z ojcem alkoholikiem. Starała się, próbowała naprawić swoją rodzinę i mimo, że jej też było ciężko, nie poddawała się, walczyła. Aż do dnia, gdy wracając do domu na stole ujrzała list od swojej matki. Pisała, że chce zacząć wszystko od nowa, że ta cała sytuacja ją przerasta i to był kolejny cios dla brunetki. Jej własna matka miała ją gdzieś, wolała uciec od poblemów niż stawić im czoła. W rok zawalił się cały świat dziewczyny. Teraz wszystko było jej już obojętne. Różowe okulary zamieniła na szare, a przez to cały świat wydaje jej się ciemny, mroczny.
Podążała w kierunku cmentarza. To tam chodziła właściwie codziennie. Gdy znalazła się w tym ponurym miejscu szybko odnalazła grób Vanessy - jej siostry. Tak bardzo chciała ją teraz zobaczyć, przytulić się i wypłakać. Laurze brakowało tego uśmiechu, który witał ją rano, wspólnych siostrzanych wygłupów. Tęskniła za nią.
Na grobie postawiła mały, czerwony znicz i bukiet białych róż. To były ulubione kwiaty Vanessy. Brunetce przypomniał się dzień wypadku. Na dworzu była zima, a ulice były strasznie śliskie. Przypomniało jej się jak na pożegnanie mówiła "Jedź ostrożnie, widzimy się wieczorem" już nigdy więcej jej nie zobaczyła. Żałowała, że nie zdążyła się nawet z nią pożegnać. Dziewczyna zmarła na miejscu. Jakiś pijany idiota zajechał jej drogę, a ona straciła panowanie nad samochodem. Latem lub wiosną może jeszcze, by się uratowała, ale w zimę, przy takiej pogodzie nie miała szans. Do tego dochodziły jeszcze słowa policjanta, gdy dzwonił do rodziców Laury - "Państwo Marano? Przykro nam, Wasza córka nie żyje"
Na samo wspomnienie tego dnia, tych słów oczy brunetki zaszkliły się, a po chwili łzy, mieszające się z kroplami deszczu zaczęły spływać po bladych policzka dziewczyny.
Usiadła na drewnianej ławeczce obok nagrobka i wciąż płacząc przejechała palcem po zdjęciu przedstawiającym uśmiechniętą Vanessę. Postała jeszcze chwilę po czym udała się w drogę powrotną do domu. Nie miała ochoty tam wracać. Znowu ujrzałaby pijanego ojca leżącego na dywanie. Ten widok sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej. Nie dała rady wyciągnąć go z nałogu, nie udało jej się. Spieprzyła wszystko. Gdy szła wąską, polną dróżką zobaczyła jadący w oddali samochód. Bez większego namysłu stanęła naśrodku drogi. Chciała być tam, na górze ze swoją siostrą. Chciała uwolnić się od tego życia. Przymknęła oczy i czekała. Słyszała coraz głośniejszy warkot silinika. Samochód był bliżej i bliżej. Nagle można było usłyszeć pisk opon. Laura powoli otworzyła oczy, zobaczyła czarne, sportowe auto stojące kilkadziesiąt centymetrów od niej. Z pojazdu wyszedł wysoki blondyn, ubrany był w czarną, skórzaną kurtkę, ciemne dżinsy i zwykłe trampki tego samego koloru co kurtka. Zdenerwowany podszedł do zszokowanej brunetki.
- Czy ty jesteś normalna?! - krzyknął. - Nie dość, że sama chciałaś się zabić to zabiłabyś jeszcze mnie! - zły przeczesał ręką włosy. Spojrzał na dziewczynę stojącą przed nim. Była przemoczona i blada. Widząc ją jego twarz przybrała łagodniejszy wyraz. Podszedł kilka kroków bliżej i zapytał:
- Jak masz na imię?
- L...laura. - odparła nieśmiało.
- Może pojedziesz ze mną do domu? Leje deszcz, a aby się stąd wydostać będziesz musiała iść conajmniej dwie godziny.
- Ja... ja nie wiem. - spóściła w dół głowę, miętololąc w ręku kawałek mokrej, czarnej koszulki.
- Oj no weź, nie daj się prosić.
Dziewczyna westchnęła cicho. Domyślała się, że chłopak nie odpuści tak ławto więc postanowiła przystać na jego propozycję.
- Dobrze. - powiedziała cicho. - A mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię?
- Jestem Ross, a teraz chodź. - uśmiechnął się do niej i otworzył drzwi swojego auta, aby brunetka mogła wsiąść. Gdy drzwi zamknęły się w głowie osiemnastolatki pojawiły się obawy. Czy, aby na pewno dobrze zrobiła wsiadając do auta obcego dla niej człowieka? Ross jakby słysząc jej myśli powiedział:
- Nie musisz się bać, nie zrobię ci krzywdy. - uśmiechnął się lekko. Przez całą drogę to właściwie chłopak mówił najwięcej. Opowiadał o swoim rodzeństwie, rodzicach, przyjaciołach. Laura kiwała tylko głową lub odpowiadała pół słówkami. Po godzinie drogi dotarli do dość sporego, białego domu otoczonego wysokim ogrodzeniem. Przekroczyli szarą furtkę i znaleźli się w pięknym miejscu. Obie strony dróżki prowadzącej do drzwi porośnięte były różnymi kwiatami, dalej rozciągały się kolorowe drzewa ponieważ na dworzu panowała już jesień.
Laura była zdenerwowana, bała się poznać rodzinę blondyna, bała się jak ją przyjmą. Nie chciała się narzucać.
- Nie denerwuj się tak. - Ross dodał jej otuchy i włożył klucze do zamka.
- Już jestem! - Blondyn krzyknął w głąb pomieszczenia. Po chwili w korytarzu znalazła się blondwłosa dziewczyna.
- Kto to? - zapytała.
- Rydel to Laura Marano, Laura to Rydel Lynch moja siostra.
- Miło mi. - uśmiechnęła się. - O Boże! Przecież ty jesteś cała mokra! Musisz założyć coś suchego!
- Nie... Ja nie... nie powinnam się tak narzucać.
- Rydel ma rację. Jesteś mokra, a my nie chcemy, abyś się rozchorowała. Poza tym moja siostra ma dużo ubrań. - Ross wtrącił, zdejmując buty.
- Powinnam wrócić do domu... - odparła niepewnie.
- Nawet o tym nie myśl! - Delly złapała Laurę za rękę. - Idziesz ze mną. - pociągnęła ją i szybko udały się do pokoju blondynki. Brunetka właściwie w ogóle się nie odzywała. Mimo, że znała tą dwójkę od niedawna to bała się, że gdy opowie im swoją historię przestaną się z nią spotykać tak, jak robiło to większość osób. Nie chciała stracić nowo poznanych ludzi, którzy mogliby być jej nowymi przyjaciółmi.
- Chodź, spróbujemy ci coś wybrać. - Delly zachęciła Laurę. Dziewczyna wstała i podeszła do blondynki.
- Hm... co powiesz na to? - Ryd wzięła do ręki szarą bluzę i czarne leginsy.
- Może być.
- No to leć do łazienki i się przebieraj!
- Ale to na pewno nie problem?
- Nie. - dziewczyna zaśmiała się. Laura wyszła z łazienki po dziesięciu minutach. Osuszyła włosy i ułożyła mokre ubrania we wskazanym przez Rydel miejscu. Dziewczyny zeszły na dół gdzie znalazły nakrywającego do stołu Ross'a.
- Właśnie trafiłaś na taki zjazd rodzinny. - blondyn uśmiechnął się. - wraca nasz brat ze swoją dziewczyną i przyjacielem z Los Angeles, rodzice oraz moja dziewczyna, Bella.
- Myślę, że jednak nie powinnam zostawać.
- Zostań chociaż na kolacji, nasza rodzina na pewno z chęcią cię pozna no, a potem obiecuję, że odwiedziemy cię do domu. - zapewnił. Brunetka przytaknęła tylko i pomogła chłopakowi rozkładać sztućce. Nie dokońca podobał jej się pomysł zostania tu dłużej, ale polubiła tą dwójkę i chociaż tym chciała się im odwdzięczyć za to, co dla niej zrobili. Po kilkunastu minutach można było usłyszeć pukanie do drzwi. Rydel podniosła się z kanapy i ruszyła otworzyć. Przed nią pojawił się grupka osób, dwie brunetki, blondyn, brunet oraz para w średnim wieku. Radośnie uściskali dziewczynę, a ona zaprowadziła ich do salonu. Wszyscy zdziwili się na widok brunetki siedzącej na sofie. Laura, gdy tylko ich zauważyła podniosła się i niepewnie, każdemu przedstawiła.  Obawy, że nie przyjmą jej najlepiej, nie sprawdziły się ponieważ każdy potraktował ją bardzo miło. No może oprócz Janet, którą udawała uprzejmą, a potem spiorunowała brunetkę wzrokiem, gdy ta się odwróciła. Cała grupka zasiadła wspólnie do stołu. Czas upłynął im w przyjemnej atmosferze. Po zjedzeniu posiłku każdy zajął się czymś, państwo Lynch poszli do swojego pokoju, Riker, drugi blondyn, starszy brat Ross'a wraz ze swoją dziewczyną poszedł na spacer, Ellington, który przyjechał z Rik'iem zajęty był rozmową z Rydel, a Janet poszła na małe zakupy. Laura natomiast właśnie kończyła pomagać Ross'owi w sprzątaniu.
- To co, odwieźć cię do domu? - zapytał.
- Jeśli to nie problem.
- No pewnie, że nie!
- Okey, sprawdzę tylko czy moje ubrania już wyschły.
- Przecież możesz zatrzymać moje. - do kuchni weszła uśmiechnięta Rydel. - Swoje zabierzesz przy okazji.
- Dziękuję. - Laura posłał Delly nieśmiały uśmiech.
- Nie ma za co, ale wpadaj do nas częściej.
- Spróbuję. - blondynka podeszła do Lau i przytuliła ją na pożegnanie. Dziewczynę zaskoczył jej gest, ale odwzajemniła go. Tak dawno nikt jej nie przytulił, Laurze bardzo tego brakowało. Teraz zobaczyła, że naprawdę ktoś ją polubił. Obie pomachały sobie jeszcze i brunetka zniknęła w samochodzie Ross'a. Szybko znaleźli się na miejscu. Chłopaka zdziwiło to, gdzie byli. Była to mała, stara i zaniedbana kamienica w strasznym stanie. Zdawało się, że lada chwila cała ta konstrukcja się zawali.
- Naprawdę tu mieszkasz? - zapytał z niedowierzaniem wyłączając silnik w aucie.
- Tak. - odparła obojętnie. Nie chciała okazywać swoich emocji, bo wtedy musiałaby pewnie opowiedzieć całą historię, lub kłamać, a nie chciała tego robić chociaż to drugie zrobiła już raz przy stole.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - odparła po chwili ciszy.
- Zaczekaj! - blondyn zatrzymał ją. - Podasz mi może swój numer.
- Wyślę ci potem sms-em, bo mam twój numer od Rydel.
- Okey. - westchnął. - Cześć.
- Cześć i dziękuję za wszystko.
- Nie ma za co. - pomachali sobie i każdy udał się w swoją stronę. Laura weszła do swojego mieszkania. Jak zwykle panował tam straszny bałagan. Wszędzie porozrzucane były puste butelki po alkoholu. Ojca natomiast nie było. - Pewnie znowu szwęda się po mieście albo pije w jakimś klubie. Tak bardzo chciałabym wyciągnąć go z tego nałogu, ale nie mam pojęcia jak, wypróbowałam chyba już wszystkie sposoby. - pomyślała i w jednej chwili posmutniała. Ta świadomość, że nie dała rady coraz bardziej ją przygnębiała. Położyła swoje rzeczy i zabrała się za sprzątanie. Ta czynność zeszła jej do bardzo późna. Gdy zerknęła na zegarek była już dwudziesta trzecia. Dopiero po wejściu do swojego pokoju przypomniała sobie, że miała wysłać do Ross'a sms-a. Po wykonaniu tego zasłnęła, mając nadzieję, że jej życie po poznaniu rodziny Lynch nabierze chociaż trochę barw. Nie wiedziała jednak, że los szykuje dla niej jeszcze pare innych, nie miłych niespodzianek, które staną na drodze do jej szczęścia...

~~~~~~~~~~~~~
Hello żelki!
Zacznę od tego, że jeśli chcecie mnie czymś uderzyć to proszę bardzo, naprawdę pozwalam. Wiem, wiem, wiem wszystko miało wyglądać inaczej. Gdzieś w piątek czy sobotę miał być OS, a w środę rozdział, a teraz bum i rozdział będzie w przyszłym tygodniu. Chociaż cały właściwie jest już napisany to nie mam jeszcze końcówki, na którą w ogóle nie mam pomysłu. No w ogóle, no! Jak pewnie zauważyliście One Shot będzie podzielony na części. Nie wiem jeszcze czy tylko na dwie, czy może na trzy, ale będzie. A prezentuje się to tak, że w następną środę rozdział, a potem OS, tak na przemian (nie cały czas oczywiście xd) Pokomplikowałam wszystko i zdaję sobie z tego sprawę, ale ja zawsze coś komplikuję, jak to ja ;-; Mam chociaż nadzieję, że spodoba Wam się ta część OS'a i następne C:
To widzimy się za tydzień ^^
Do napisania!
Bye :3

4 komentarze:

  1. Świetny One Shot!
    Kurczę, nie powiem (a raczej nie napiszę), zaskoczyłaś mnie nim. Jestem mega ciekawa jak akcja się dalej potoczy... I co stanie Laurze na przeszkodzie. SPOILER. Czy tylko ja wyczuwam tutaj miłość?!
    ~(*_*)~
    Jeszcze raz fajny OS i czekam na następną część :3
    Inna Inaczej

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny OS!!!
    Szkoda mi Laury, bo tyle przeżyła. Jakie będą te niemiłe niespodzianki?
    Zaciekawiłaś mnie tą częścią, więc będę czekała na następną. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawajta mi juz nexta i rozdziala! Now!
    Do napisania
    Kinga<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cuuuudo ;*
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
    http://you-never-know-when-death.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

created by Violette